Dziś rzucimy trochę światła na twórczość wokalistki znanej jako Ćma. Zapraszamy do lektury wywiadu!
Ćma: W zasadzie wszystko zaczęło się od silnego pragnienia wystąpienia na scenie, którego nie mogłam dźwignąć, pozostając w bezruchu artystycznym. To był trudny czas w moim życiu, nie czułam się dobra w niczym. Trochę chora, trochę wypalona zawodowo, przestałam czerpać przyjemność z codzienności. Zawsze muzyka dawała mi ukojenie więc miałam (i mam nieustannie) w zwyczaju siadać do pianina zwykle wieczorami, po pracy albo po prostu wtedy, kiedy czułam, że emocje zaczynają nade mną panować. Smutek i zarazem największe wkurzenie na samą siebie przyszły wtedy, gdy oglądałam znajomych z chóru, występujących na scenie Piosenki Premiery w Warszawie. Pytano mnie wcześniej, czy chciałabym wystąpić z własnym utworem, ale wtedy, jak wszystko inne, moja twórczość nie była dla mnie wystarczająca, by się nią pochwalić. Wydaje mi się, że nie była osobista i nie identyfikowałam się z tekstami z przeszłości. Na koncercie słuchałam podobnie do mnie zestresowanych, często niedoskonałych wykonawców, ale tak odważnych i tak wrażliwych, że wracałam do domu rozżalona z pytaniem w głowie: „dlaczego ja nie mogę się przełamać, kiedy, jak nie teraz?”. Obiecałam sobie spróbować, już nieperfekcyjnie, w końcu życie ucieka. Po powrocie do domu usiadłam szybko do pianina, piosenka napisała się sama, to po prostu musiało się stać. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że gdyby te emocje nie przelały się na piosenkę tamtego wieczoru, żyłabym wciąż jak taka tykająca bomba naładowana złością. Teraz mogę powiedzieć, że to, co najlepsze zaczęło się od napisania tego utworu, może to był początek mojej autoterapii?
Czarno na Czarnym: Czy przed tym wydarzeniem planowałaś związać swoją przyszłość z własną twórczością?
Ćma: Nawet nie miałam nigdy odwagi o tym marzyć. Chyba faktycznie potrzebowałam kogoś, kto we mnie uwierzy bardziej, niż wtedy ja sama wierzyłam w siebie.
Czarno na Czarnym: Czy można powiedzieć, iż napisanie tej piosenki dodało Ci odwagi i pewności, że znalazłaś właściwą drogę życiową?
Ćma: Tylko dlaczego tak późno, co? Ta piosenka to zamknięcie etapu o nazwie „nie jestem wystarczająco dobra” na... „muzyka to moje życie”.
Czarno na Czarnym: Jak zaczęła się Twoja współpraca z Bartkiem Caboniem?
Ćma: Ojej, to długa historia, którą mogę przybliżyć w kilku(nastu) zdaniach. O Bartku słyszałam od znajomych wokalistów, potem widziałam jego rolki na Instagramie albo tik-toki, w których mówił o aspektach technicznych pracy z głosem. Z większością się zgadzałam jako osoba, która uczy emisji głosu innych i zapragnęłam jemu powierzyć mój własny. Napisałam do niego smsa i... odpisał po pół roku, że nie ma dla mnie czasu. Mówiłam już wyżej o mojej złości sprzed kilku lat? Tak też było tutaj – uniosłam się i honorowo odczekałam kolejne pół roku, żeby mu odpisać. Znalazł się termin, ale u innej trenerki z jego środowiska, poszłam, ale z grymasem, bo nie o to mi chodziło. Minęły chyba trzy miesiące i wpadliśmy na siebie z Bartkiem pod jego studiem, wymieniłam się z nim moim znaczącym spojrzeniem i rzuciłam coś w stylu: musieliśmy „rozmawiać” przez półtora roku, żeby się tu teraz spotkać, co? I następnego dnia ćwiczyłam już u niego. Mam wrażenie, że nasza relacja jest wyjątkowa i łączy nas jakaś zupełnie nieromantyczna, ale emocjonalna więź. Bartek podczas naszej wspólnej pracy dopytywał mnie o moje utwory. Kiedy wyskoczyłam z „Tylko ja”, bez chwili zastanowienia zaproponował mi pomoc w wydaniu singla. Propozycja padła 23 grudnia, dzień przed Wigilią, najlepszy prezent gwiazdkowy w moim życiu.
Czarno na Czarnym: Czy jako Ćmie zdarza Ci się fruwać zbyt blisko światła? Co bywa dla Ciebie jego źródłem?
Ćma: To zależy, co masz na myśli. Ja mam bardziej drastyczne odczucia. Ludzie wystawieni na przesadnie intensywne światło mogą się tylko poparzyć – cytuję fragment anime o gwiazdach k-pop. Ja – Ćma zmierzam ku ogniu i nawet jeśli tlą mi się skrzydła, nie potrafię się powstrzymać. I to daje mi siłę. Dla mnie źródłem światła są moje marzenia, cele, które sobie stawiam. Kolejnym z nich jest dokończenie albumu.
Czarno na Czarnym: A co Cię motywuje? Co sprawia, iż Ćma rozwija skrzydła?
Ćma: Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to to, jak zmienia się mój głos. Każdego dnia słyszę coraz więcej, czuję coraz więcej i emocji i luzu. To sprawia, że chcę więcej i nie mogę się powstrzymać. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to wszystko. Światło na scenie jest niczym, jeśli nie ma publiczności. Kiedy docierają do mnie pozytywne komentarze odnośnie do mojego głosu albo twórczości, natychmiast mnie to napędza i zaczynam tworzyć nowe.
Czarno na Czarnym: W takim razie życzę Ci tego jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz