czwartek, 17 października 2019

[WYWIAD] Julia Rosińska: „Chciałabym, by muzyka miała twarz kobiety”

Dziś oddaję w Wasze ręce wywiad z Julią Rosińską, która niespełna trzy tygodnie temu zaprezentowała swoje debiutanckie wydawnictwo. Jak wyglądał proces powstawania materiału? Kto, oprócz wokalistki, przyczynił się do narodzin tego audialnego dziecka? Na jakim podłożu została zbudowana kariera Julii? Odpowiedzi na te pytania  i nie tylko!  poznacie wyłącznie wtedy, gdy zapoznacie się z niniejszym tekstem. Zatem... udanej lektury!

27 września br. światło dzienne ujrzała Twoja debiutancka płyta, „Ciałem, słowem, gestem”. Jakie emocje towarzyszyły podjęciu decyzji o rozpoczęciu pracy nad solowym materiałem? Czy długo zastanawiałaś się nad podjęciem takiego kroku? 


Jestem na scenie od wielu lat. Dotąd wspierałam swoim talentem innych artystów, którzy, znając mój warsztat i umiejętności wokalne, chętnie zapraszali mnie do współpracy. Poza tym chciałam mieć rodzinę, dzieci, a pogodzenie kariery z macierzyństwem jest niemożliwe, zwykle tracą ci, których najbardziej kochamy. Chciałam też się uczyć, bo miałam i nadal mam ogromny głód wiedzy, stąd podejmowane przeze mnie studia i cały trud z tym związany. A cudowne kompozycje mojego męża cierpliwie czekały na swój moment… Gdy praca w studio wreszcie się rozpoczęła, byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Z entuzjazmem czekałam na efekt finalny – moją płytę.

Krążek ten określasz mianem swojego „ukochanego, wymodlonego i wytęsknionego dziecka”. Owo dziecko posiada kilku ojców, czyli muzyków, z którymi znasz się od wielu lat i z którymi podzieliłaś się swoimi audialnymi koncepcjami. Są nimi Jacek Piskorz, Krzysztof Szmańda, Michał Kapczuk i Grzegorz Kopala. Jaka była ich rola w procesie powstawania albumu?

Jestem ogromnie wdzięczna mojemu mężowi Grzegorzowi Kopali, to dzięki jego determinacji i uporowi mogę dzisiaj cieszyć się swoim krążkiem. Poświęcił temu projektowi najwięcej czasu i uwagi. Jest producentem muzycznym całości, realizował nagrania, zaaranżował część utworów, wszystkie partie gitarowe i aranżacje chórków są jego autorstwa. Wiele czasu i talentu podarował również mojej płycie Jacek Piskorz, wspaniały pianista i wieloletni przyjaciel naszej rodziny. Zawdzięczam mu znakomite partie fortepianowe, aranżacje części utworów i bezinteresowne serce podarowane moim nagraniom. Na perkusji musiał zagrać Krzysztof Szmańda, obiecał mi to bardzo wiele lat temu, gdy był jeszcze bardzo młodym muzykiem… i dotrzymał słowa, a moja płyta nabrała szlachetnego brzmienia. Michał Kapczuk, fenomenalny kontrabasista, cudowny człowiek, bez wahania przyjął zaproszenie do wspólnej pracy.

Oprócz piosenek autorskich wydawnictwo „Ciałem, słowem, gestem” zawiera też kilka coverów. Czym kierowałaś się przy doborze właśnie takich utworów? 


Darzę wielkim szacunkiem Grzegorza Ciechowskiego, jego nagła śmierć zaskoczyła wszystkich, którzy go znali i doceniali. Wybrałam „Odchodząc” na swoją płytę, bo ten tekst idealnie wpisuje się w tematykę płyty. „I just can’t stop loving you” zaśpiewałam kilka lat temu na Zaduszkach Jazzowych w Poznaniu, chciałam uratować od zapomnienia moje wykonanie, a piosenka ma swoje godne miejsce pośród pozostałych kompozycji. Zaryzykowałam i na swoją płytę nagrałam kompozycję bardzo młodego twórcy, thekayetana. Jego oryginalne kompozycje zyskują coraz szersze grono fanów i myślę, że wielka przyszłość przed nim. Jego piosenka „Summer” zmieniła swój charakter na potrzeby mojej płyty dzięki Jackowi Piskorzowi, który zaopatrzył piosenkę w odpowiednią harmonię i styl.


Twój album to zbiór historii o kobietach dla kobiet... ale nie tylko! A czy, Twoim zdaniem, muzyka także bywa kobietą? 

Bardzo chciałabym, by muzyka miała twarz kobiety… Gdy lekka, frywolna, dowcipna to podlotek, niczym nieskażona dziewczyna ufająca i marząca. Romantyczna muzyka to zakochana kobieta, pełna nadziei, że to uczucie przetrwa wszystkie życiowe burze. Hymn to matka, ostoja dla bliskich, poczucie bezpieczeństwa, stałości i nieskończoności. Muzyczne dysonanse to skomplikowane czasem losy kobiet, bezbronnych, opuszczonych, niekochanych, samotnych, potrzebujących, poszukujących lepszego życia.

Chciałabym teraz wrócić na moment do Twojej muzycznej przeszłości, równie intrygującej, co teraźniejszość i przyszłość. W latach 90. śpiewałaś bowiem w telewizyjnym programie kabaretowym „Hurtownia Polska”. Okazał się on ogromnym sukcesem w Polsce i za granicą i z pewnością miał swoisty wpływ na Twoje kolejne artystyczne poczynania. Opowiedz nam, proszę, o tamtym projekcie.


W minione wakacje, sprzątając w szufladzie, gdzie przechowujemy różne dokumenty i papiery, znalazłam kilka wizytówek z tamtych lat. Jedna z nich miała numer telefonu i adres Jana Tadeusza Stanisławskiego. Twórca wielkich szlagierów: „Orkiestry dęte”, „Przeleć mnie”... Piosenek, które śpiewała kiedyś cała Polska. Miałam to szczęście, że pisał również dla mnie. Z kabaretem Bogusia Smolenia zjechałam pół świata i nauczyłam się od tych wielkich artystów warsztatu, czym jest praca na scenie i poza nią. Nie było mi łatwo, byłam najmłodsza w zespole i nikt nie stosował wobec mnie taryfy ulgowej, ale dzięki temu zimnemu wychowaniu wiem to, co wiem, potrafię to, co potrafię i mam dystans do wielu spraw. Kilka lat w ciągłej trasie koncertowej, olbrzymie sale, hale widowiskowe, setki widzów każdego prawie wieczoru, telewizja, wywiady, wielbiciele… Zostały mi zdjęcia, wizytówka i wiara, że obydwaj są w niebie.

Współpracowałaś ponadto z takimi wykonawcami, jak Katarzyna Skrzynecka, Alicja Bachleda-Curuś, Ryszard Rynkowski czy Robert Janowski. W jaki sposób doszło do tych kolaboracji? Czy którąś z nich wspominasz w szczególny sposób?



Każdy artysta, z którym pracowałam, czegoś mnie nauczył. Z każdej znajomości czerpałam dla siebie, ile się da. Tych nazwisk było znacznie więcej, ale tak właśnie wygląda nasz zawód, że kończy się jedna droga, by rozpoczęła się kolejna. Kasia Skrzynecka to jedyna osoba z show biznesu, którą darzę olbrzymią sympatią i szacunkiem. Znamy się wiele lat i wciąż jest tą samą Kasią, pracowitą, oddaną najbliższym, przemiłą i ciepłą kobietą. Po przesłuchaniu mojej płyty napisała do mnie pięknego SMS-a. Takie gesty pełne serdeczności dużo dla mnie znaczą.

Czy istnieje artysta, z którym chciałabyś stworzyć duet? 


Jest kilku artystów, którzy mnie inspirują. Mam na myśli takich tuzów, jak Michael Buble czy Richard Bona. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać licznych instrumentalistów zachwycających mnie swoją grą.

Gdzie w najbliższym czasie zobaczymy i usłyszymy Cię na żywo? 



Wszystkie informacje dotyczące planów koncertowych można znaleźć na mojej stronie internetowej i na moim profilu na Facebooku. Zapraszam na moje koncerty, bo warto posłuchać mojej muzyki na żywo.

W takim razie do zobaczenia na koncertach i dziękuję za rozmowę!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz