Czy Igor Jaszczuk właśnie zaintonował „Pożegnanie”? Najwyraźniej, jednak nie oznacza to wcale, że zamierza zostawić swoich słuchaczy. Wręcz przeciwnie. Mowa tu bowiem o najnowszym singlu wokalisty, będącym piątą już zapowiedzią albumu „Blizny”, mającego ukazać się jeszcze w tym roku.
Żyjemy w czasach zorientowanych na „tu i teraz”, na „mieć”, a nie „być”, bez refleksji nad przemijaniem, nad kruchością naszej egzystencji. A przecież jesteśmy tu tylko na chwilę. Fizycznie. Bo żyjemy nadal w pamięci tych, którzy nas kochali, i w tym, co po sobie zostawiliśmy. Non omnis moriar. Taką mam nadzieję – mówi Igor. – W 2000 roku przyszedł moment, w którym straciłem sens pisania i śpiewania piosenek. Po prostu zszedłem ze sceny. Przeprowadziłem się do Warszawy. Pracowałem w branży muzycznej na własny rachunek, ale od drugiej strony. Wydawcy i producenta. Biznes mi jednak nie służył. W tym czasie pisałem też piosenki na zamówienie. Uczyniłem z tego swój zawód. Przeprowadziłem się do Berlina. Może to Berlin, może wiek, może siła wyższa… W każdym razie po dwudziestokilkuletniej przerwie poczułem, że znowu chcę śpiewać, nagrywać… Duża w tym zasługa przyjaciół, muzyków i ludzi, którzy przez lata mnie do tego motywowali. Z nikim się nie ścigam, nie walczę o zasięgi, jestem niezależny. Po prostu chcę się podzielić swoimi piosenkami. Może do kogoś trafią, może ktoś czuje podobnie do mnie. Choć robię to głównie dla siebie – dodaje.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz