wtorek, 31 sierpnia 2021

[RECENZJA] Remigiusz Mróz i „Wybaczam Ci”

Zapraszam do zapoznania się z recenzją powieści Remigiusza Mroza, „Wybaczam Ci”.



Dopadła mnie pomimo usilnych prób walki z nią. Senność. Jest trzecia w nocy albo nad ranem, w zależności od punktu widzenia. Godzina nic. Zajmuję najmniej centralny zakątek Dworca Centralnego i zastanawiam się, co powinnam zrobić, by, czekając na pociąg mający zawieźć mnie do domu, nie oddać się bezwiednie w objęcia Morfeusza. Kiedy kolejna dawka kofeiny nie zdaje egzaminu, stawiam na drugie wyjście, w dodatku dosłowne, czyli na spacer wokół skąpanego w świetle księżyca Pałacu. Widok zachwycający, a rozwiązanie niezłe, aczkolwiek panujący na zewnątrz chłód czyni je nieco krótkotrwałym. Wracam do środka. Naraz ciąg skojarzeń wędruje swobodnie od ucieczki przed niemalże mrozem do najnowszej książki Remigiusza Mroza„Wybaczam Ci”, spoczywającej w towarzyszącym mi w podróży plecaku. Dlaczego wpadłam na to dopiero teraz? Rzecz jasna nie każda lektura jawi się jako odpowiedni w takiej sytuacji kompan. Wystarczy zbyt jednostajny ton, żeby zdania jęły dwoić się w oczach, a równocześnie wymagały parokrotnego zapoznawania się z nimi. Zaraz przekonam się, jak będzie w owym przypadku.

Bohaterkę „Wybaczam Ci” poznajemy w momencie, gdy wiedzie szczęśliwe, usystematyzowane życie u boku ukochanego mężczyzny ocierającego się o ideał partnera. Szybko jednak staje się oczywiste, iż oto właśnie stoi na krawędzi tego idyllicznego spokoju i tylko krok dzieli ją od zupełnie innej rzeczywistości. Uchylam okładkę niczym drzwi do kolejnego świata i bawię się myślą, czy historia Iny Kobryn okaże także moją historią. Pochylam się nad pierwszą stroną i już za chwilę jestem na stronie trzydziestej. Znikają otaczający mnie tkwiący w poczekalni ludzie, cichnie intensywny mimo późnej lub wczesnej pory gwar, przygasa zbyt ostre światło. Zatapiam się w literach, zdaniach, akapitach, dając się ponieść narastającemu napięciu, rozpędzającej się akcji, językowi lekkiemu, ale niebanalnemu. Prawie zapominam, iż stanowię część pasażerskiej społeczności, a nie tej barwnej opowieści. Nagle z głośników dobiega brzękliwy głos zapowiadający wjeżdżający na peron pociąg. Patrzę na zegarek, gdyż nie potrafię uwierzyć, że muszę opuścić zajmowane przez parę ostatnich godzin miejsce i wyruszyć w dalszą drogę. Jakim cudem ten czas minął tak bezboleśnie? Pakuję swoje rzeczy, lecz książka pozostaje w moich ramionach, przyciśnięta do zapiętego szczelnie płaszcza. Jeszcze przekraczając próg wagonu numer siedem, rozpaczliwie dążę do końca rozdziału. Opuszczam stolicę z mocnym postanowieniem polecania tego tytułu nawet tym czytelnikom, którzy w swej czytelniczej karierze nie obcowali dotychczas z Remigiuszem Mrozem. A może szczególnie im? Jeśli zaś choćby jeden z nich odmówi, z pewnością trudno mi będzie odpowiedzieć: „Wybaczam Ci”.

zajrzyj po więcej:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz