czwartek, 31 października 2019

„Grad” i „Mięso” Dawida Kwiatkowskiego w nowych aranżacjach

31 maja tego roku światło dzienne ujrzał album Dawida Kwiatkowskiego „13 grzechów niczyich”. Spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem fanów i dotarł do drugiego miejsca wśród najlepiej sprzedających się płyt w Polsce. Premierze krążka towarzyszyła trasa POP UP TOUR, w ramach której wokalista odwiedził Warszawę, Kraków, Gdynię, Wrocław i Białystok. Co więcej, Dawid postanowił zaskakiwać swoich słuchaczy na każdym etapie promocji tego materiału. Tak jest i teraz, gdy jednego dnia ukazały się odświeżone aranżacje aż dwóch piosenek z „13 grzechów niczyich”.


„Mięso” zostało zarejestrowane na nowo w ramach live sesji, dzięki czemu zyskało mocny charakter z rockowym pazurem. W trakcie owego nagrania Dawidowi towarzyszył jego stały skład koncertowy. Efekty można usłyszeć w serwisach cyfrowych oraz zobaczyć na YouTube, podobnie jak w przypadku drugiej zaprezentowanej nowości.


„Grad” został zremiksowany przez duet producencki Audiosoulz, czyli przez autorów hitu „Dancefloor” podbijającego stacje radiowe w Polsce i Rosji, utwór ten pojawił się także w TOP100 globalnego Shazzam.


Limitowana edycja najnowszej płyty Dawida Kwiatkowskiego błyskawicznie wyprzedała się we wszystkich sklepach. Wersja sklepowa, do której poligrafię zaprojektował ceniony grafik Forin, wydana jest w niestandardowy sposób i naprawdę warto posiadać w swojej kolekcji fizyczne wydanie.

zajrzyj po więcej:


WURST na dwóch koncertach w Polsce! Wokalista odwiedzi Kraków i Warszawę

Po wielkim sukcesie na Eurowizji odniesionym kilka lat temu, multiplatynowej sprzedaży debiutanckiego albumu „Conchita” i złotej płycie za projekt „From Vienna With Love” austriacki wokalista Tom Neuwirth odkrywa swoje nowe wcielenie i prezentuje się światu jako WURST. 

W tym kolejnym, electro-popowym wydaniu chce pokazać swoją męską stronę. Opublikowane 25 października 2019 wydawnictwo „T.O.M  Truth Over Magnitude” ma wyznaczać całkowicie odmieniony wymiar w karierze artysty.

Na trasę „Truth Over Magnintude  Tour 2020” wokalista wraz z zespołem przygotował odświeżone, elektroniczne wersje swoich piosenek, chcąc nadać występom nowoczesne, inne spektrum. Czekają na nas taneczne dźwięki oraz mocny beat!

„Wcześniej chciałem być Celine Dion i po wygranej na Eurowizji stałem jak grzeczna żona prezydenta. Teraz jednak robię nareszcie muzykę, której też chętnie słucham i nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę moich fanów w mój nowy muzyczny wszechświat.”

WURST w Polsce:

3 lutego 2020 | Kraków | Klub Kwadrat

4 lutego 2020 | Warszawa | Klub Hybrydy

Sprzedaż biletów rozpoczęła się właśnie dziś, tj. 31 października br., o godzinie 9. Wejściówki w wersji klasycznej oraz zaproszeniem na meet&greet można nabyć na stronie sieci Eventim, klikając tutaj. Organizatorem koncertów jest FKP Scorpio.

środa, 30 października 2019

Madox powraca z singlem „S.E.X.” promującym kampanię #IamSEX

Madox zaprezentował właśnie nowy singiel wraz z teledyskiem! Utwór „S.E.X.”, gdyż o nim mowa, jest wyjątkowy z pewnego ważnego powodu. Jakiego? Sprawdźcie sami!

Premierę singla „S.E.X.” i towarzyszącego mu klipu poprzedziła kampania antydyskryminacyjna zatytułowana #IamSEX. Dosłowne, czasem wulgarne treści o charakterze homofobicznym przewijają się na białym tle przy akompaniamencie muzyki. Madox udostępnił kampanię w swoich mediach społecznościowych, uprzednio usuwając wszystkie dotychczas dodane posty, utwory i zdjęcia. Teksty pełne nienawiści okazały się autentycznymi komentarzami odnoszącymi się do artysty i jego twórczości zamieszczanymi w Internecie przez hejterów.


Tym razem Madox nie skupił się wyłącznie na wypromowaniu swojego nowego projektu, lecz poprzez akcję #IamSEX skłania nas do refleksji i na swoim własnym przykładzie porusza poważny problem społeczny. Przedsięwzięcie  poparli również ludzie świata medialnego (między innymi Marta Malikowska, Les Be Together i Mariusz Kozak), którzy wraz z wokalistą wysyłają w świat ważny przekaz: stop nienawiści i przemocy w życiu społecznym!

Nagranie „S.E.X.” opublikowano w nocy z 11 na 12 października br. Fani mogli na żywo skomentować najnowsze dzieło Madoxa, a tuż po premierze przez godzinę porozmawiać ze swoim idolem podczas transmisji live w mediach społecznościowych. 
Pomysł kampanii oraz piosenka spotkały się z pozytywnym odbiorem. Pojawiły się komentarze, że jest to jeden z najlepszych jego utworów, z istotnym, ideowym przesłaniem.

„S.E.X.” trwa cztery minuty, cechują go charyzmatycznie mówione zwrotki, opowiadające o krwawym księżycu na paryskim niebie, relacji z bliskimi i z Bogiem, a to wszystko skąpane w perfumach od JP Gaultier. Refren artysta śpiewa w swoim ukochanym języku francuskim i odważnie wyznaje, iż „kręci się ta Planeta X, jestem unisex, i wołam S.O.S.”.


Muzykę skomponował Madox, wspólnie z Ayhamem Dalalem. Napisał też tekst, we współpracy z Adamem Josephem. Za produkcję utworu odpowiadają Ayham Dalal i Wojciech Trusewicz. Piosenka została utrzymana w rytmice mid-tempo, z hipnotyzującym beatem i basem oraz elektroniką, która rozwija się z każdą kolejną minutą. Klip zrealizował młody reżyser Damian „KOJAK”, a oświetleniem i kadrowaniem zajął się fotograf Piotr Pawlak. Koncept stworzył wokalista, wraz z Katarzyną Kopecką. Monochromatyczny teledysk jest bardzo minimalistyczny i eksperymentalny. Wideo do „S.E.X.” nie zawiera, paradoksalnie, żadnych dwuznacznych scen, chociaż jego aura jawi się jako bardzo sensualna. To kolejne dzieło wydane całkowicie niezależnie przez artystę, sygnowane jedynie przez MDX Group.

Jak informuje Madox, singiel „S.E.X.” stanowi zapowiedź albumu planowanego na początek przyszłego roku. Mija dziesięć lat od momentu, kiedy piosenkarz po raz pierwszy pokazał się na rynku muzycznym. To już dziewiąty singiel podbijający serca wiernych miłośników. Udowadnia on, że wokalista wciąż potrafi zaskakiwać. Pomimo widocznej ewolucji znany z odważnego manifestowania swoich poglądów i nietuzinkowych stylizacji Madox w pełni pozostaje sobą. Powraca z wielką siłą i mocnym przesłaniem.

zajrzyj po więcej:



piątek, 25 października 2019

Marcin Wawrzynowicz i The Sound Pack z premierą debiutanckiego albumu

Właśnie dziś, tj. 25 października br., w SJRecords odbyła się kolejna premiera. Tym razem mowa tu o debiutanckim albumie kwartetu wokalnego The Sound Pack z towarzyszeniem instrumentalistów, zatytułowanym „On Air”. 


Na płycie znajduje się dziesięć standardów jazzowych wykonanych w jedenastoosobowym składzie i zaaranżowanych w większości przez dwie wybitne postaci. Jedna z nich to Aleksander Mazur (jazzman, instrumentalista i aranżer doceniony w Europie i USA), który udostępnił specjalnie dla formacji własne opracowania utworów jazzowych na zespół wokalny. Drugą postacią jest puzonista i aranżer młodego pokolenia Łukasz Rakalski, znakomicie spajający napisane przez Aleksandra Mazura partie wokalne z nowoczesnym i świeżym podejściem do rytmu, harmonii i orkiestracji.


W skład The Sound Pack wchodzą Joanna Świniarska, Katarzyna Mirowska, Małgorzata Biniek i Marcin Wawrzynowicz. Muzycy i wokaliści, w 2016 roku z inicjatywy Wawrzynowicza połączeni ideą stworzenia jazzowego zespołu wokalnego. W swojej twórczości nawiązują do tradycji amerykańskich ulicznych grup wokalnych ery swingu, a także do współczesnych znanych zespołów, między innymi The Manhattan Transfer czy The New York Voices. Przez trzy lata istnienia kwartet dał wiele koncertów. Gościł na mniejszych, kameralnych scenach oraz na scenach festiwalowych. Miał przyjemność współpracować ze znakomitymi muzykami i występować w ramach licznych wydarzeń, takich jak Green Town of Jazz, RCK PRO Jazz Festiwal, Jazz! Open Mind, Podkarpacka Jesień Jazzowa czy Świętokrzyska Wiosna Jazzowa. To jedyna w naszym kraju formacja tego typu!

zajrzyj po więcej:



Już dziś premiera płyty zespołu Provinz Posen

Niespełna trzy tygodnie temu w Internecie światło dzienne ujrzał drugi singiel zespołu Provinz Posen, czyli „TU”. Natomiast dziś, tj. 25 października br., nakładem Wytwórni Krajowej ukaże album grupy promowany przez ów utwór, a zatytułowany po prostu „Provinz Posen”.

Płyta jest efektem współpracy Michała Wiraszki, Michała Szturomskiego i Szymona Waliszewskiego (Muchy, Afro Kolektyw, Sowy Polski, MNKR), odpowiedzialnych za pomysł i kompozycje. W poszukiwaniu muzyków grających na tradycyjnych instrumentach z epoki przejechali całą Wielkopolskę i dotarli do ludzi kultywujących brzmienie sprzed stu i więcej lat. Przeważająca część dźwięków na albumie to przetworzone sample niezwykłych kozłów, klarnetów i mazanek.  Właśnie kozły – charakterystyczna dla Wielkopolski odmiana dud – tworzą tu przejmujące basowe podkłady. Klarnety i mazanki (historyczne, ludowe skrzypce wykonane z jednego kawałka drewna) posłużyły jako baza do przestrzennych i prowadzących elementów syntezatorowych. Takie połączenie sprawia, że w muzyce Provinz Posen znakomicie zachował się duch tradycyjnej Wielkopolski, a zarazem słychać tutaj to, co w na scenie elektronicznej obecnie najbardziej wartościowe i bliskie Poznaniowi, leżącemu w połowie drogi z Berlina do Warszawy.


W ramach jedenastu zawartych na krążku utworów gościnnie pojawiają się między innymi: jeden z najznakomitszych polskich klarnecistów Jerzy Mazzoll, Daga Gregorowicz (DagaDana, Dobre bo dobre), Malwina Paszek i muzycy Filharmonii Folkloru w Zbąszyniu. Produkcją muzyczną zajął się Marcin Bors, a za oprawę graficzną odpowiada tandem Rafał Wechterowicz (autor ilustracji dla Metalliki, Slayera i Lady Gagi) i Jędrzej Guzik (autor wielu znakomitych opraw koncertowych).

zajrzyj po więcej:



Agnieszka Musiał i jej „Aroniowy nastrój”. Zobacz klip do nowego singla wokalistki

Agnieszka Musiał zaprezentowała właśnie teledysk do singla zatytułowanego „Aroniowy nastrój”. Piosenka ta zwiastuje materiał, który wokalistka tworzy we współpracy z Janem Smoczyńskim.

„Aroniowy nastrój” to melodia, która powstała w marcu tego roku i teraz z nieukrywaną radością możemy się nią z Wami podzielić – mówi Agnieszka Musiał.Nie miałaby ona okazji powstać i ujrzeć światła dziennego, gdyby nie wspaniali ludzie, którym z serca chcę podziękować! W szczególności Sylwii i Jasiowi Smoczyńskim, moim ukochanym ziomkom, ludziom renesansu, przyjaciołom. Lista ich zasług jest naprawdę bardzo długa (...)! Piosenkę dedykuję Sylwii.


Agnieszka Musiał to wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. Półkrwi góralka urodzona w Bolesławcu na Dolnym Śląsku. Od zawsze przy komponowaniu towarzyszyła jej
gitara, kilka lat temu dołączyło jeszcze ukulele. Latem bieżącego roku na swoim koncie na Instagramie zaczęła regularnie umieszczać nagrania coverów, akompaniując sobie na tym niewielkim instrumencie. Jednym z nich była ballada „Blackbird” zespołu The Beatles, dzięki której zwyciężyła w konkursie radia RMF FM polegającym na wykonaniu jednej z piosenek tej słynnej czwórki z Liverpoolu. Obecnie pracuje nad premierowymi utworami z uznanym producentem muzycznym Janem Smoczyńskim (Kayah, Bovska, Urszula Dudziak). „Aroniowy nastrój” jest drugą zapowiedzią (zaraz po singlu „Nie będę płakać”) materiału otwierającego kolejny rozdział muzyczny, gdzie subtelne brzmienie ukulele łączy się z elektroniką, a całość dopełnia warstwa tekstowa w języku polskim.

zajrzyj po więcej:



czwartek, 24 października 2019

[PREMIERA] #Rozmówka z... Atom String Quartet | odcinek 64

Zapraszam do obejrzenia 64 odcinka cyklu wywiadów „#Rozmówka z...”, w którym Tomasz Ochota rozmawia z artystami na tematy czysto muzyczne. Jest to pierwsza odsłona ostatniego sezonu... 
__________________________
Gośćmi świeżo opublikowanego odcinka są Dawid Lubowicz i Mateusz Smoczyński z kwartetu smyczkowego Atom String Quartet mającego na swoim koncie Fryderyka, wiele fantastycznych kolaboracji, koncertów i festiwali. Rozmówcy Tomasza Ochoty opowiedzą między innymi o albumie „Penderecki”.
______________________________

______________________________
gość: Atom String Quartet

Facebook: 

https://www.facebook.com/atomstringquartet/
Instagram:
https://www.instagram.com/atomstringquartet/
YouTube:
https://www.youtube.com/user/atomstringquartet
strona oficjalna:
https://www.atomstringquartet.com/
__________
prowadzący: Tomasz Ochota

Facebook:
https://www.facebook.com/tomaszochotarozmowka/
Instagram:
https://www.instagram.com/tomaszochota/
Snapchat:
https://www.snapchat.com/add/tomaszochota
______________________________
fot. Filip Siskin 

środa, 23 października 2019

Spektakl „Dymny” w Nowohuckim Centrum Kultury

„Dymny” w reżyserii Krzysztofa Materny to spektakl-przypomnienie i spektakl-hołd dedykowany postaci Wiesława Dymnego, wielkiego artysty i człowieka wielu talentów. Dymny był poetą, prozaikiem, scenarzystą, aktorem, plastykiem, satyrykiem i współtwórcą wielu kabaretów, w tym legendarnej krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Aby unaocznić ogrom jego twórczości, wystarczy powiedzieć, że samych tekstów piosenek napisał ponad trzysta, z czego wiele weszło na stałe do kanonu polskiej kultury.

Związki Teatru Polskiego (a szczególnie działającego w nim kabaretu Czarny Kot Rudy) z Piwnicą pod Baranami są niezwykłe. Wielokrotnie gościł on na swoich deskach artystów z Krakowa. Przez lata organizował poświęcone im, właśnie poprzez postać Wiesława Dymnego, Dymnalia. Tym, co połączyło oba kabarety było nie tylko opisywanie świata podobnymi metaforami, ale i po prostu najszczersza ludzka sympatia. Sam Piotr Skrzynecki mówił o artystach z Kota „moje brylanty ze Szczecina”, a oni nie pozostawali mu dłużni. Nic dziwnego, iż portrety i Skrzyneckiego, i Dymnego zostały umieszczone wśród patronów szczecińskiego kabaretu. 

Analiza dzieł Dymnego pokazuje przede wszystkim jego nieograniczoną wyobraźnię tworzącą nowe wszechświaty. Jest erudytą swobodnie poruszającym się wśród różnorodnych form i czerpiącym zarówno z tego, co „wysokie”, jak i z tego, co „niskie”. Z tego, co było i tego, co prorokuje, że będzie. „Dymny” został pomyślany jako swoisty kolaż mający ukazać bogactwo i ponadczasowość tej twórczości. Spektakl składa się z dwóch części. Część pierwsza oscyluje wokół klimatu krakowskiej bohemy, w szczególności Piwnicy pod Baranami. Tworząca ją rajska cyganeria, czyli artyści wszelkich dziedzin sztuki, przetrwała w pieśniach i opowieściach o tak zwanym artystycznym piwnicznym życiu łączącym w sobie upoetycznienie rzeczywistości z urzeczywistnieniem poezji.

Część druga spektaklu przenosi nas z Krakowa, a więc małej ojczyzny artystów, do Ojczyzny Wielkiej, a więc Polski. To zanurzenie się w źródle bijącym z polskiego folkloru, rodzimych obrzędów i tradycji. Polskę przedstawiono też w drugim kontekście, przez pryzmat swojej skomplikowanej historii rzutującej na cechy narodowe, na „polską mentalność”.

Nawiązania do polskiego folkloru i polskiej historii obrazują, jak bardzo my, współcześni, jesteśmy z tej przeszłości stworzeni. Ta część „Pejzażu…” przywodzi na myśl wariację na temat „Wesela” Wyspiańskiego.
NCK zaprasza na spektakl przepełniony nostalgią za tym, co minione, świadomością tego, co nas stworzyło i radością z różnorodności świata. A wszystko to opisał nam i naszym potomnym Wiesław Dymny.

co: „Dymny”, przedstawienie w wykonaniu aktorów szczecińskiego Teatru Polskiego, z gościnnym udziałem Edwarda Linde-Lubaszenki; spektakl prezentowany jest w ramach czwartej edycji „Open Eyes Festival”
kiedy: 16 i 17 listopada (sobota, niedziela), godzina 19.00
gdzie: Scena Nowohuckiego Centrum Kultury w Krakowie
bilety: 80/60 zł
scenariusz i reżyseria: Krzysztof Materna.
współpraca przy scenariuszu: Anna Dymna, Monika Wąs





[WYWIAD] Fancy: „Ludzie potrzebują nie tylko muzyki, ale też żywego show” (rozm. Autoradio Ufa, tłum. Paulina Kalinowska)

Z radością prezentuję Wam moje kolejne tłumaczenie wywiadu z Fancym. Tym razem jest to wywiad telefoniczny, którego artysta udzielił przedstawicielom radia Autoradio Ufa w związku ze zbliżającym się koncertem w Rosji. Oryginalny zapis rozmowy, w języku rosyjskim, został opublikowany 21 października br.

Przyjaciele, 30 listopada, na imprezie pod hasłem „Dzień Kierowców”, wszyscy czekają na występ Fancy'ego. 

Fancy  idol lat 80.! Skontaktowaliśmy się z nim telefonicznie i trochę porozmawialiśmy. Z jakiego powodu wokalista otrzymał w Rosji przydomek Pozharsky? Co dała mu szkoła klasztorna? I dlaczego muzyk lubi obcować z tygrysami? 

Manfred (imię nadane mu przy urodzeniu), po piosence „Flames of love” („Płomienie miłości”) nadano Ci w Rosji przydomek Pozharsky.

Tak, ponieważ powstała rosyjska wersja tego utworu. Zatytułowana „Lyubvi pozhar”. Ogień miłości, miłości ogień. Morze miłości, tonę raz za razem. Ogień miłości! [śpiewa po rosyjsku]

Jaka dobra wymowa!

Dziękuję.


Długo nad tym pracowałeś?

Długo. Ale jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem włączyć do swojego albumu rosyjską wersję tej piosenki.


Twój pseudonim sceniczny to Fancy, co tłumaczy się jako „fantastyczny, niezwykły”. Pasuje do Ciebie idealnie. Weźmy chociażby ten oryginalny wizerunek. Kto to wymyślił? 

Ja sam. Uwielbiam jasne kostiumy i ekstrawaganckie tancerki. Ludzie potrzebują nie tylko muzyki, ale też żywego show. Stąd moja szokująca pasja do efektów specjalnych. 


Na poważnie interesujesz się również astrologią i ezoteryką.

Tak, po raz pierwszy wciągnąłem się dwadzieścia lat temu. Wydało mi się to bardzo interesujące. I muszę powiedzieć, do jakiego wniosku doszedłem przez wiele lat badań – to działa. Porównałem ludzi o tym samym znaku, rozpoznałem znaki moich przyjaciół i w końcu znalazłem mnóstwo zbiegów okoliczności...

Co możesz powiedzieć o sobie jako o zodiakalnym Raku? Czy jesteś osobą wrażliwą?

Tak, jestem wrażliwy. Rak to znak wodny. Jak Skorpion czy Ryby. Nawiasem mówiąc, zawsze łatwo znajduję wspólny język ze znakami wodnymi. A także ze stabilnymi znakami ziemi. My, Raki, jesteśmy czasem zbyt wrażliwi. Jeśli nagle zamkniemy się w sobie, doświadczamy wszystkiego w środku. Ale każdym znak ma swoje wady i zalety. 

Jesteś też bardzo uparty lub zdecydowany. Twój ojciec nie podzielał Twojej miłości do muzyki i wysłał Cię do szkoły klasztornej. A mimo wszystko zostałeś piosenkarzem. Ojciec przyznał, że się mylił? 

Uczęszczałem do gimnazjum przy klasztorze. Przez kilka lat uczyłem się łaciny i starożytnej greki – języków, którymi od długiego czasu nikt się nie posługuje. W szkole było mi bardzo ciężko. Jednak patrząc wstecz, myślę, że ta szkoła mnie zahartowała. Potem zacząłem grać na gitarze. Stworzyłem swój zespół, a ojciec odpuścił. I nawet zaczął ze mną pracować. 

Sława przyszła do Ciebie dość późno – w wieku trzydziestu ośmiu lat, po utworze „Slice me nice”. Co pomogło w tym, by nie poddać się i uwierzyć?

Produkowałem, komponowałem. Promowałem innych artystów. Lecz pewnego dnia musiałem nagrać piosenkę „Slice me nice” i żadnego z wykonawców nie było w studiu. A więc nagrałem ją sam. W tej formie poszła do radia i stała się niezwykle popularna!

Manfred, w wolnym czasie lubisz zajmować się tygrysami. Czy to nie jest niebezpieczne hobby?!

W połowie lat 90. pracowałem w Las Vegas. Brałem udział w show, gdzie na scenie pojawiały się tygrysy. Wróciłem do Niemiec i dowiedziałem się, że w naszych cyrkach tygrysy trzymane są w klatkach i prawie nie mają miejsca. Zbudowałem specjalną wolierę na Słowacji. Obecnie mamy tam nawet tygrysa syberyjskiego. Tygrysy syberyjskie to największe koty na świecie. Rosły w moich ramionach. Na początku były małe, teraz dorosły. Rozpoznają mnie i dobrze się ze mną komunikują. 

Mówi się ponadto, że masz w domu lwa?...

Miałem dwa lwiątka. Ale rosły tak szybko, że przekazałem darowiznę i zbudowano dla nich zagrodę. Teraz są już duże. Opowiem Ci także historię. Mieliśmy psa, tygrysa i świnię. I dorastały razem.

A jak one koegzystowały?

Zachowywały się bardzo inteligentnie. I najciekawsze – świnia rządziła wszystkimi. Kiedy przyniesiono im jedzenie, najpierw jadła ona. Tygrys i pies musiały czekać. 

Czy lubisz Rosję?

Byłem w Rosji wiele razy. Sądzę, że Wasz naród ma bardzo głęboką duszę.

A jak Ci się podoba Ufa?

Mieszkają tu bardzo gościnni ludzie i bardzo piękne dziewczyny.

Jako osoba lubiąca astrologię, powiedz mi, czego możemy spodziewać się po nadchodzącym 2020 roku.

Myślę, że ten rok dobrze się sprawdzi. I nie wolno nam zapomnieć, iż pomimo że jesteśmy na różnych łodziach, mamy jedną planetę. Musimy czynić lepszym życie naszych bliskich, przyjaciół i sąsiadów. I życzę wszystkim powodzenia!

Zatem spotykamy się 30 października w bawarskiej restauracji klubowej Maximilian's, gdzie wśród zaproszonych gwiazd pojawi się i Fancy.


źródło: vk.com/wall-42666162_8269


The Moon and The Sun z klipem do debiutanckiego singla „Ocal mnie”

W Internecie pojawił się właśnie teledysk do debiutanckiego singla zespołu The Moon and The Sun. Piosenka „Ocal mnie”, gdyż o niej tu mowa, została zaprezentowana również w języku angielskim.

Grupa The Moon and The Sun rozpoczęła działalność pierwszego dnia wiosny 2019 roku. Twórczość formacji opiera się na gitarowych melodiach połączonych z elektronicznymi brzmieniami, zaś dopełnieniem całości jest klimatyczny głos wokalisty. The Moon and The Sun to pięciu muzyków pochodzących z Częstochowy. Każdy z nich ma za sobą doświadczenia w przeróżnych projektach artystycznych.  Oprócz klasyki rocka inspirują się takimi gatunkami, jak dark electro, gothic czy ebm. W skład zespołu wchodzą: Paweł Zieliński (śpiew), Jacek Woszczyna (gitara), Łukasz Kwarciak (instrumenty klawiszowe), Bartosz Żyngiel (bas) i Grzegorz Rurański (perkusja).



muzyka: Łukasz Kwarciak / Jacek Woszczyna / Paweł Zieliński
tekst: Paweł Zieliński

realizacja teledysku, miks i produkcja: Boötes Void Production
światła: Bartłomiej Mycka & Ltc Technika Estradowa 

realizacja utworu: Kordian Nowicki / Nona-Art Studio
miks i mastering: Grzegorz Jędrach / Studio Kopalnia

zajrzyj po więcej:



poniedziałek, 21 października 2019

Pablo Novacci i DMN z ważnym przesłaniem w kontrowersyjnym singlu „Głupi”

Na kanale YouTube Miejska Muzyka odbyła się właśnie premiera kontrowersyjnego w formie, ale zawierającego ważne i motywujące przesłanie teledysku do singla „Głupi”. Do udziału w tym nagraniu Pablo Novacci, autor odtworzonego ponad cztery miliony razy utworu „Po francusku”, zaprosił DMN-a.

„Głupi” jest tylko z pozoru banalnie brzmiącą, prostą piosenką z nieskomplikowaną treścią. Nic bardziej mylnego, tak naprawdę jest to próba zmotywowania słuchacza do samodzielności, niezależności finansowej oraz pomnażania swojego kapitału – mówi o singlu Pablo Novacci.

„Głupi” nie stanowi pierwszego efektu kolaboracji Pabla i twórcy bardzo dobrze przyjętego utworu „BlaBlaCar”, DMN-a. Panowie mieli okazję wielokrotnie okazję pojawić się we wspólnych utworach. Chemię między muzykami słychać między innymi w nowym singlu, będącym ponadto świetnym wyważeniem obydwu stylów.



Pablo Novacci, czyli raper, producent i wokalista w jednej osobie, pochodzi z Jeleniej Góry, lecz sporą część życia spędził na Wyspach Brytyjskich. Na swoim koncie ma cztery solowe albumy oraz kilka mixtape’ów nagranych solo i z innymi artystami. Współpracował ze śmietanką polskiej sceny hip-hopowej, między innymi z Białasem, Bedoesem, Koldim, Sentino, Smolastym, Sponsem, Whitem 2115 czy Young Multim.

zajrzyj po więcej:


sobota, 19 października 2019

[WYWIAD] Reshka: „Czuję się na fali i bardzo chcę być w tym twórczym procesie jak najdłużej”

Mimo młodego wieku ma na swoim koncie już kilka dużych muzycznych ról. Reshka, gdyż o niej właśnie mowa, udzieliła mi wywiadu odsłaniającego kulisy kilku z nich. Jesteście ciekawi, czego się dowiedziałam? Jeżeli tak, to zapraszam do lektury!

„Świat” to tytuł Twojego debiutanckiego singla, który ujrzał światło dzienne zaledwie kilkanaście dni temu, a dokładnie 7 października 2019. Jak prezentuje się Twój świat po tej premierze?

„Zamigotał świat tysiącem barw”. Otrzymałam mnóstwo pozytywnych komentarzy i opinii na temat utworu, jak i teledysku. Jestem więc szczęśliwa i zmotywowana do dalszej pracy nad albumem. Dzięki temu nabrałam również pewności siebie i wiary, że to, co tworzę ma szansę znaleźć swoją grupę odbiorców. Czuję się na fali i bardzo chcę być w tym twórczym procesie jak najdłużej.

W utworze owym opowiadasz o mrocznym obliczu cyfrowej rzeczywistości. Jak, Twoim zdaniem, wyglądałoby życie przeciętnego człowieka, gdyby został nagle pozbawiony dostępu do Sieci?

Ja się w takim świecie wychowałam. Było spokojniej, wolniej, romantyczniej. Pisało się listy, czekało na telefon pod budką, wołało: „Mamoooooo!” z podwórka do otwartego okna. Mimo to krzyki nikomu nie przeszkadzały. Ludzie rozmawiali ze sobą w autobusach. Znali się z widzenia. Czy było lepiej? Gorzej? Myślę, że po prostu inaczej.
Innowacje i nowinki technologiczne zalewają nasz świat i nas samych. Ludzie stają się uzależnieni i popadają w depresję, kiedy zapomną z domu telefonu. Świetnie, że idziemy z postępem i że komunikacja międzyludzka jest poniekąd ułatwiona. Piszę poniekąd, gdyż tak naprawdę, moim zdaniem, jest ona utrudniona.
Ludzie wstydzą się siebie na żywo, wolą kreować siebie przez filtry ekranów.
W swoim życiu przekonałam się już wielokrotnie, że najważniejsza jest równowaga. I to w każdej sferze. Według mnie nie można oddawać się tylko pracy albo tylko pasji, albo tylko miłości. Równowaga pozwala zachować zdrowy rozsądek i nie dać się „uzależnić”. Korzystajmy więc z technologii, ale z głową, bo „scyfryzowany” świat jest ułudą i nie pozwala na wiązanie relacji. W teledysku widzimy przerysowany obraz tego, co dzieje się z miłością w dzisiejszych czasach. Jednak jesteśmy tak „nabodźcowani”, że każdy może odnaleźć w nim kawałek siebie. Ja też.
Myślę, że życie człowieka bez połączenia z Siecią byłoby wbrew pozorom pełniejsze. Może mniej by wiedział o świecie, o innych, ale z pewnością więcej o sobie.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu artyści, w tym także muzycy, rozpowszechniali swoją twórczość bez pośrednictwa Internetu. Czy, według Ciebie, taka ograniczona forma promocji działała na korzyść sztuki czy też wręcz przeciwnie?

Kiedyś przede wszystkim, było mniej artystów i chyba było łatwiej zaistnieć. Dzisiaj każdy śpiewa albo tańczy. Może nagrywać i publikować swoją twórczość bezproblemowo. Wystarczy odpowiednia apka i słuchawki z mikrofonem.
Z jednej strony to łatwa promocja i ogromne możliwości dotarcia do publiki. Z drugiej przedarcie się przez ogromny tłum artystów internetowych jest mega trudne.
Kiedyś nie było tak prosto zdobyć płytę czy bilet na koncert. Artysta był bardziej doceniany. Dziś każdy może być artystą.
Internet jest kopalnią, a co za tym idzie, ciężko zostać w nim odkopanym.

Czy dostrzegasz w cyberprzestrzeni jakieś pozytywne strony?

Oczywiście!
Przede wszystkim szybkość zdobywania informacji, komunikowania się, dostęp do wiedzy, samodoskonalenie i wiele innych. Pozytywy można by wymieniać i wymieniać.
Jednak muszę tutaj znów powrócić do wspomnianej wcześniej równowagi. Nie może być tak, że cyberprzestrzeń staje się ważniejsza niż realny świat. Czytnik nie zastąpi nam prawdziwej papierowej książki, a podróże po wirtualnych ulicach Paryża prawdziwego spaceru po Montmartre.
Jednak to, co według mnie cierpi najbardziej, to relacje międzyludzkie. Tutaj cyberprzestrzeń robi nam największą krzywdę, a raczej my sami sobie ją robimy. Na co dzień mam kontakt z młodzieżą i ciężko mi patrzeć, jak przeliczają swoją wartość na przysłowiowe „like”.
W świecie artystycznym dzieje się to samo. Głośno jest o tych, którzy mają tryliardy wyświetleń.
Cyberprzestrzeń jest genialna i daje nam ogromne możliwości. Grunt, aby mądrze i odpowiedzialnie z niej korzystać.

Wróćmy teraz do muzyki i dobrych wieści dla Twoich fanów. Piosenka „Świat” nie jest wszak jedyną przygotowaną przez Ciebie nowością! Od 2018 roku razem z Dominiką Barabas i Andrzejem Kochańskim pracujesz nad albumem. Wiemy, iż premierę płyty przewidziano na rok bieżący, nie wiemy natomiast, jakiego rodzaju materiału należy się po niej spodziewać. Czy uchylisz rąbka tajemnicy?

Płyta będzie w klimacie popowym z domieszką nowoczesnych brzmień. Jestem fanką ballad, więc z pewnością nie zabraknie ich na albumie.

W Twojej barwnej muzycznej biografii widnieje informacja, że przez pewien czas współpracowałaś z Kate Ryan, byłaś bowiem jej... chórzystką! Jak doszło do takiej kolaboracji?

Przez pewien czas współpracowałam z poznańską orkiestrą Bardabusz. Kate Ryan to artystka, która, przyjeżdżając do Polski, wielokrotnie gra koncerty z polskimi muzykami. Dyrygent Bardabusza organizował zespół dla Kate i stąd wzięłam się w nim ja. Zagraliśmy cykl koncertów które fantastycznie wspominam.

Jesteś ponadto autorką projektu „Kołysanki Niedzisiejsze”. Wiąże się z nim naprawdę wyjątkowa historia. Czy możesz nam ją przybliżyć?

Kiedy skończyłam szkołę muzyczną i otrzymałam dyplom, nie wiedziałam, co dalej z tą muzyką mam zrobić. Oczywiście chciałam śpiewać, ale swoje piosenki trzymałam głęboko w szafie.
W tak zwanym międzyczasie moja siostra Basia urodziła synka. Nasza babcia Natalia nierzadko pomagała w usypianiu maluszka, śpiewając mu różne piosenki. Pewnego dnia zaśpiewała utwór „Chysiały chysiały”. Śmieszny tekst i ludowa melodia zaciekawiły mnie. Basia uświadomiła mnie, iż babcia Nacia zna jeszcze inne kołysanki i podpowiedziała, abym nagrała płytę z tymi utworami.
Pomysł wydał mi się ciekawy i już następnego dnia stałam z dyktafonem przed babcią, mówiąc: „No śpiewaj!”. Okazało się że babcia zna za mało usypianek. Pomyślałam więc, że zdobędę je od innych seniorów. Rozpoczęłam zatem podróże po polskich wsiach oraz domach spokojnej starości. Tam rozmawiałam ze staruszkami i nagrywałam ich śpiew.
Mając cały materiał, nawiązałam współpracę z Kacprem Zasadą i nagraliśmy płytę, ocalając od zapomnienia Kołysanki Niedzisiejsze.

Czy potrafisz wskazać swoje największe artystyczne autorytety?

Jest ich wiele, ponieważ każdego dnia odkrywam nową inspirację muzyczną. Są dni, kiedy zasłuchuję się Etyką Badu, a innego dnia mierzę się z utworami Adele czy Beyonce.
Czasem sięgam po utwory Arethy Franklin, a czasem po polskich wokalistów. Uwielbiam i cenię Kayah.
Mam chyba tak, jak każdy: kiedy kupię płytę, odtwarzam ją milion razy, aż do znudzenia. Później odkładam i wracam do niej za jakiś czas, odnajdując w niej coś nowego.
Od każdego wokalisty, którego słucham, uczę się czegoś i czymś inspiruję. A lista tych artystów jest długa.

Masz jakieś marzenia, których spełnienia mogę Ci w tym momencie życzyć?

Dużo zdrowia i mało codziennych dramatów, aby moc w spokoju spełniać marzenia i dążyć do upragnionych celów.

Tego w takim razie życzę i serdecznie dziękuję za rozmowę!

zajrzyj po więcej:

czwartek, 17 października 2019

[WYWIAD] Julia Rosińska: „Chciałabym, by muzyka miała twarz kobiety”

Dziś oddaję w Wasze ręce wywiad z Julią Rosińską, która niespełna trzy tygodnie temu zaprezentowała swoje debiutanckie wydawnictwo. Jak wyglądał proces powstawania materiału? Kto, oprócz wokalistki, przyczynił się do narodzin tego audialnego dziecka? Na jakim podłożu została zbudowana kariera Julii? Odpowiedzi na te pytania  i nie tylko!  poznacie wyłącznie wtedy, gdy zapoznacie się z niniejszym tekstem. Zatem... udanej lektury!

27 września br. światło dzienne ujrzała Twoja debiutancka płyta, „Ciałem, słowem, gestem”. Jakie emocje towarzyszyły podjęciu decyzji o rozpoczęciu pracy nad solowym materiałem? Czy długo zastanawiałaś się nad podjęciem takiego kroku? 


Jestem na scenie od wielu lat. Dotąd wspierałam swoim talentem innych artystów, którzy, znając mój warsztat i umiejętności wokalne, chętnie zapraszali mnie do współpracy. Poza tym chciałam mieć rodzinę, dzieci, a pogodzenie kariery z macierzyństwem jest niemożliwe, zwykle tracą ci, których najbardziej kochamy. Chciałam też się uczyć, bo miałam i nadal mam ogromny głód wiedzy, stąd podejmowane przeze mnie studia i cały trud z tym związany. A cudowne kompozycje mojego męża cierpliwie czekały na swój moment… Gdy praca w studio wreszcie się rozpoczęła, byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Z entuzjazmem czekałam na efekt finalny – moją płytę.

Krążek ten określasz mianem swojego „ukochanego, wymodlonego i wytęsknionego dziecka”. Owo dziecko posiada kilku ojców, czyli muzyków, z którymi znasz się od wielu lat i z którymi podzieliłaś się swoimi audialnymi koncepcjami. Są nimi Jacek Piskorz, Krzysztof Szmańda, Michał Kapczuk i Grzegorz Kopala. Jaka była ich rola w procesie powstawania albumu?

Jestem ogromnie wdzięczna mojemu mężowi Grzegorzowi Kopali, to dzięki jego determinacji i uporowi mogę dzisiaj cieszyć się swoim krążkiem. Poświęcił temu projektowi najwięcej czasu i uwagi. Jest producentem muzycznym całości, realizował nagrania, zaaranżował część utworów, wszystkie partie gitarowe i aranżacje chórków są jego autorstwa. Wiele czasu i talentu podarował również mojej płycie Jacek Piskorz, wspaniały pianista i wieloletni przyjaciel naszej rodziny. Zawdzięczam mu znakomite partie fortepianowe, aranżacje części utworów i bezinteresowne serce podarowane moim nagraniom. Na perkusji musiał zagrać Krzysztof Szmańda, obiecał mi to bardzo wiele lat temu, gdy był jeszcze bardzo młodym muzykiem… i dotrzymał słowa, a moja płyta nabrała szlachetnego brzmienia. Michał Kapczuk, fenomenalny kontrabasista, cudowny człowiek, bez wahania przyjął zaproszenie do wspólnej pracy.

Oprócz piosenek autorskich wydawnictwo „Ciałem, słowem, gestem” zawiera też kilka coverów. Czym kierowałaś się przy doborze właśnie takich utworów? 


Darzę wielkim szacunkiem Grzegorza Ciechowskiego, jego nagła śmierć zaskoczyła wszystkich, którzy go znali i doceniali. Wybrałam „Odchodząc” na swoją płytę, bo ten tekst idealnie wpisuje się w tematykę płyty. „I just can’t stop loving you” zaśpiewałam kilka lat temu na Zaduszkach Jazzowych w Poznaniu, chciałam uratować od zapomnienia moje wykonanie, a piosenka ma swoje godne miejsce pośród pozostałych kompozycji. Zaryzykowałam i na swoją płytę nagrałam kompozycję bardzo młodego twórcy, thekayetana. Jego oryginalne kompozycje zyskują coraz szersze grono fanów i myślę, że wielka przyszłość przed nim. Jego piosenka „Summer” zmieniła swój charakter na potrzeby mojej płyty dzięki Jackowi Piskorzowi, który zaopatrzył piosenkę w odpowiednią harmonię i styl.


Twój album to zbiór historii o kobietach dla kobiet... ale nie tylko! A czy, Twoim zdaniem, muzyka także bywa kobietą? 

Bardzo chciałabym, by muzyka miała twarz kobiety… Gdy lekka, frywolna, dowcipna to podlotek, niczym nieskażona dziewczyna ufająca i marząca. Romantyczna muzyka to zakochana kobieta, pełna nadziei, że to uczucie przetrwa wszystkie życiowe burze. Hymn to matka, ostoja dla bliskich, poczucie bezpieczeństwa, stałości i nieskończoności. Muzyczne dysonanse to skomplikowane czasem losy kobiet, bezbronnych, opuszczonych, niekochanych, samotnych, potrzebujących, poszukujących lepszego życia.

Chciałabym teraz wrócić na moment do Twojej muzycznej przeszłości, równie intrygującej, co teraźniejszość i przyszłość. W latach 90. śpiewałaś bowiem w telewizyjnym programie kabaretowym „Hurtownia Polska”. Okazał się on ogromnym sukcesem w Polsce i za granicą i z pewnością miał swoisty wpływ na Twoje kolejne artystyczne poczynania. Opowiedz nam, proszę, o tamtym projekcie.


W minione wakacje, sprzątając w szufladzie, gdzie przechowujemy różne dokumenty i papiery, znalazłam kilka wizytówek z tamtych lat. Jedna z nich miała numer telefonu i adres Jana Tadeusza Stanisławskiego. Twórca wielkich szlagierów: „Orkiestry dęte”, „Przeleć mnie”... Piosenek, które śpiewała kiedyś cała Polska. Miałam to szczęście, że pisał również dla mnie. Z kabaretem Bogusia Smolenia zjechałam pół świata i nauczyłam się od tych wielkich artystów warsztatu, czym jest praca na scenie i poza nią. Nie było mi łatwo, byłam najmłodsza w zespole i nikt nie stosował wobec mnie taryfy ulgowej, ale dzięki temu zimnemu wychowaniu wiem to, co wiem, potrafię to, co potrafię i mam dystans do wielu spraw. Kilka lat w ciągłej trasie koncertowej, olbrzymie sale, hale widowiskowe, setki widzów każdego prawie wieczoru, telewizja, wywiady, wielbiciele… Zostały mi zdjęcia, wizytówka i wiara, że obydwaj są w niebie.

Współpracowałaś ponadto z takimi wykonawcami, jak Katarzyna Skrzynecka, Alicja Bachleda-Curuś, Ryszard Rynkowski czy Robert Janowski. W jaki sposób doszło do tych kolaboracji? Czy którąś z nich wspominasz w szczególny sposób?



Każdy artysta, z którym pracowałam, czegoś mnie nauczył. Z każdej znajomości czerpałam dla siebie, ile się da. Tych nazwisk było znacznie więcej, ale tak właśnie wygląda nasz zawód, że kończy się jedna droga, by rozpoczęła się kolejna. Kasia Skrzynecka to jedyna osoba z show biznesu, którą darzę olbrzymią sympatią i szacunkiem. Znamy się wiele lat i wciąż jest tą samą Kasią, pracowitą, oddaną najbliższym, przemiłą i ciepłą kobietą. Po przesłuchaniu mojej płyty napisała do mnie pięknego SMS-a. Takie gesty pełne serdeczności dużo dla mnie znaczą.

Czy istnieje artysta, z którym chciałabyś stworzyć duet? 


Jest kilku artystów, którzy mnie inspirują. Mam na myśli takich tuzów, jak Michael Buble czy Richard Bona. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać licznych instrumentalistów zachwycających mnie swoją grą.

Gdzie w najbliższym czasie zobaczymy i usłyszymy Cię na żywo? 



Wszystkie informacje dotyczące planów koncertowych można znaleźć na mojej stronie internetowej i na moim profilu na Facebooku. Zapraszam na moje koncerty, bo warto posłuchać mojej muzyki na żywo.

W takim razie do zobaczenia na koncertach i dziękuję za rozmowę!