środa, 10 lipca 2019

„Europe's Stars of '80s Dance Pop” (James Arena, tłum. Paulina Kalinowska)

Poniżej znajdziecie nieoficjalne tłumaczenie na język polski dwóch rozdziałów książki autorstwa Jamesa Areny zatytułowanej „Europe's Stars of '80s Dance Pop: 32 International Music Legends Discuss Their Careers”. Bohaterami pierwszej odsłony mojego przekładu są Fancy i Linda Jo Rizzo. Miłej lektury!

⧫⧫⧫⧫


⧫⧫⧫⧫
TYTUŁ ORYGINALNY: „Europe's Stars of '80s Dance Pop: 32 International Music Legends Discuss Their Careers”
TYTUŁ POLSKI: „Europejskie gwiazdy dance i pop lat 80.: 32 międzynarodowe legendy muzyki omawiają swoje kariery
AUTOR: James Arena
TŁUMACZENIE: Paulina Kalinowska

⧫⧫⧫⧫

Ric Tess Teiges 
Fancy
„Slice Me Nice” (1984)
Niemcy

⧫⧫⧫⧫

Rok 1984 był momentem przełomowym w życiu Rica Tessa Teigesa (tworzącego pod pseudonimami Ric Tess, Tess Teiges i Manfred Alois Segieth), europejskiej gwiazdy pop lepiej znanej jako Fancy. Po latach nagrywania folkowych utworów 38-letni wokalista, autor piosenek i producent uderzył wreszcie mocno  naprawdę mocno  wysokoenergetyczną muzyką dance. Dzięki dwóm klubowym i popowym hitom, przy których noga sama chodzi, czyli „Slice Me Nice” i „Chinese Eyes”, Fancy'ego uznano na całym globie za muzycznego innowatora w Niemczech i gwiazdę europejskiego bitu. Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci tej ery. Jego elektryzujące nagrania i wyprzedane występy w każdym zakątku świata znajdują się wśród tych najbardziej udanych dla niemieckiego artysty. Fancy'ego zawsze otaczała aura tajemniczości, a mężczyzna kryjący się za ciemnymi okularami do dnia dzisiejszego intryguje rzesze fanów. Wspomina swą niesamowitą podróż, oferując kilka wyjątkowych spostrzeżeń na temat życia, które spędził w światłach reflektorów. 

Fancy rozpoczął swoje wczesne lata szkolne, ucząc się w klasztorze, ale kiedy wszedł w wiek nastoletni, odkrył radość płynącą z przebojowej muzyki, ogólnie optymistycznego rodzaju niemieckiej muzyki popowo-folkowej specyficznej dla danego regionu kultury (która później zawierała elementy brzmień disco). Mieszkając w Monachium, nauczył się grać na gitarze. „W pewnym momencie miałem zespół rock'n'rollowy o nazwie Tess & Mountain Shadows  wspomina.  Na początku istnienia tej grupy byłem wokalistą i basistą. Ostatecznie poszedłem do pracy w firmie wydawniczej i zacząłem działać jako kompozytor i piosenkarz śpiewający na taśmach demo. Próbowałem też stawiać pierwsze kroki jako producent. Punkt po punkcie pracowałem z coraz większą liczbą artystów i rozpocząłem produkowanie muzyki dla różnych wytwórni.” Nagrywając jako Tess Teiges, pod szyldem wytwórni Ariola wypuścił liczne single w języku niemieckim.

W latach 70. i we wczesnych latach 80. używał wielu pseudonimów, między innymi Tess Ric czy Manfred Perilano. Każdy z nich wiązał się różnorodnymi funkcjami, takimi jak autor piosenek, artysta czy producent. „Pierwotnie widziałem siebie jako producenta  mówi.  Byłem pełny zapału w stosunku do disco i muzyki tanecznej z tamtego okresu. Pozostawałem pod ogromnym wpływem Giorgia Morodera i wczesnej twórczości Bobby'ego Orlando. Muszę powiedzieć, że hity Tamla-Motown również były dla mnie bardzo inspirujące. Byłem wielkim fanem Creedence Clearwater Revival, Donny Summer, Barry'ego White'a, Cliffa Richarda, Jimiego Hendrixa  lista ciągnie się w nieskończoność. Kilku z tych artystów poznałem osobiście.”


Singiel „Slice Me Nice”, widoczny po lewej stronie na 7-calowej wersji wydanej przez Metronome Records, w 1984 roku w  Niemczech był gigantycznym hitem pop. Po prawej stronie Fancy (Ric Tess Teiges) dzisiaj. Artysta kontynuuje koncertowanie z takimi gwiazdami lat 80., jak C.C.Catch czy Bad Boys Blue.

Wiosną 1983 roku Hansa International wydała w Niemczech singiel opublikowany przez grupę znaną jako Slip i wyprodukowany przez Fancy'ego posługującego się nazwiskiem Tess Teiges. To trwale umieściło Teigesa na mapie pop-dance. Piosenka była wybuchową, elektroniczną wersją skarbu spod szyldu Motown, „Don't Leave Me This Way”, i utwór wdarł się na niemieckie listy przebojów pop w krajowej czołowej dziesiątce. Produkcja miała tak samo energetyczne brzmienie jak to, które Włosi skutecznie kultywowali mniej więcej tysiąc pięćset kilometrów dalej. Fancy na zawsze został połączony z gatunkiem italo disco (choć z niemieckim stylem). Jak mówi artysta: „Byłem producentem Claudii Fields i fanem tej piosenki śpiewanej oryginalnie przez Thelmę Houston i Harolda Melvina & The Blue Notes. Czułem, że ten utwór świetnie pasuje do głosu Claudii i kiedy wyszliśmy ze studia z końcowym miksem, i ona, i ja byliśmy naprawdę szczęśliwi. Użyliśmy pseudonimu Slip i okazało się to wielkim hitem”. 

Najlepsze dla innowatora miało dopiero nadejść. Fancy zaczął pracować nad melodią do utworu, w którym planował użyć swojego własnego głosu i, począwszy od wiosny 1984, kolaborował z muzykiem, autorem piosenek i wokalistą Toddem Canedym. „Todd usłyszał moją taśmę demo ze >Slice Me Nice<  przypomina sobie Fancy.  Nagranie miało całą melodię (intro, zwrotki, bridge i refren), linię basu, a także instrumentalny riff. Poprosiłem go o zagranie wszystkich ścieżek mojej melodii na 4-ścieżkowej kasecie i powiedziałem do niego: >Napisz dla mnie zabawną, szaloną, pełną energii disco i nonsensowną historię!<. Przyniósł mi słowa >slice-me-nice<. W rzeczy samej naprawdę szalone. Żona Todda właśnie urodziła dziecko. Podarowałem moją kompozycję Toddowi  szybko stworzył dla mnie tekst i odwalił kawał dobrej roboty. Nie myślałem o pieniądzach. Tu nie chodziło dla mnie o pieniądze. Zatem udaliśmy się do Studia Arco w Monachium i posłuchaliśmy podkładu ze wszystkimi moimi riffami i linią basu. Wtedy zaśpiewałem jego tekst. Końcowy miks został zagrany tydzień później w Hamburgu dla Intersong (Warner/Chappell) Publishing. Dyrektorowie powiedzieli tam: >Dajcie nam kasetę i w ciągu dwudziestu czterech godzin przyniesiemy wam umowę<. Następnego dnia otrzymałem potwierdzenie  Metronome Records chciał wydać >Slice Me Nice<”  opowiada z dumą.  

Chwytliwy (chociaż nieco dziwaczny) tekst w języku angielskim, nieprzerwanie wyrazisty beat i śliski, egzotyczny wokal Fancy'ego stopiły się w zręczne, sensacyjne nagranie dance. Zdobywając miejsce drugie w sąsiedniej Austrii, „Slice” flirtowało w Niemczech z czołową dziesiątką i utrzymywało wysokie pozycje w Szwecji, Szwajcarii oraz na obszarze całej Europy i Azji. „Począwszy od lata roku 1984, piosenka stała się międzynarodowym hitem disco, a >Slice Me Nice< sprawiło, iż stałem się znany na całym świecie pod pseudonimem artystycznym Fancy”  dodaje. 

Nie marnując czasu, Fancy kontynuował unoszenie się na fali sukcesu, która nagle wezbrała. Teiges wypuścił następnie równie zmysłowy i budujący napięcie singiel „Chinese Eyes”. Pulsowanie, chwytliwość oraz ostry rytm i seksowny tekst o posmaku s&m ponownie stopiły się bosko z enigmatycznym wokalem Fancy'ego. Piosenka zakwalifikowała się do top 10 w Niemczech i Szwajcarii, a nagranie dowiodło, że jest potęgą nie do powstrzymania na licznych innych obszarach. „Chinese Eyes” i towarzyszące mu nagranie „Come Inside” zdobyły ponadto drugie miejsce na liście przebojów dance „Billboardu” w Stanach Zjednoczonych. (Artysta wystąpił wielokrotnie w Stanach Zjednoczonych, a sześć miesięcy później powrócił z singlem zatytułowanym „Check It Out” do pierwszej dwudziestki przebojów dance tego amerykańskiego magazynu muzycznego.) Po trzydziestu latach Fancy nie przypomina sobie tak wiele na temat powstawania „Chinese Eyes”, ale mówi, iż projekt zrodził się, ponownie, z humorem. „Jedyne, co pamiętam, to że leżałem na podłodze, kiedy Todd grał tę historię jako pewnego rodzaju piosenkę komediową. Pamiętam, iż uważałem w tamtym momencie, że to jest naprawdę zabawne i świetnie pasuje do mojej nowej >Fancy< tożsamości. Każde inne działanie dotyczące tej piosenki odbywało się bardzo na poważanie, ponieważ byliśmy pod presją, aby stworzyć kolejny po >Slice Me Nice< hit. Z łatwością sprzedaliśmy na całym świecie miliony kopii tych nagrań. Nie znam dokładnej liczby, ale w połowie lat 80. sprzedaż nagrań szła bardzo dobrze. Te hity oraz sukces pojawiły się błyskawicznie. Nie było miejsca i czasu, żeby naprawdę cieszyć się tym. Ten sukces był jak jazda rollercoasterem. Gdy >Chinese Eyes< znalazło się w top 10 w Niemczech i w notowaniach w różnych krajach, myślałem o zrobieniu sobie krótkiej przerwy, po prostu po to, żeby trochę się zrelaksować. To było całkowicie niemożliwe.” 

„Machina ruszyła i naprawdę czułem presję z różnych stron biznesu. Ale byłem dumny z tego wyczynu i poczucie osiągnięcia, które miałem, było prawie jak male lekarstwo, bufor przeciwko całemu naciskowi branży. Z jednej strony wytwórnia chce wypuścić szybko następną piosenkę i żąda, aby to był Twój następny wielki przebój. Z drugiej zaś strony, musisz myśleć o zespole, z którym pracujesz i który pracuje dla Ciebie. Zaczynasz odnosić wrażenie, że jesteś w fabryce, działając w kółko, non-stop. To naprawdę może być takie uczucie, jak przy linii produkcyjnej”  przyznaje wokalista. 

Anthony Monn, producent pierwszych hitów disco modelki i piosenkarki Amandy Lear („Follow Me”), był koproducentem Fancy'ego (pracującym z wytwórnią artysty, Fancy Music Ltd.) przy debiutanckim albumie „Get Your Kicks”. Wydawnictwo ukazało się pod szyldem Metronome w 1985 roku i zawierało inny hit, „Get Lost Tonight”. Później tamtego roku zapotrzebowanie na nowy materiał artysty było wielkie, a następny przebój nie zawiódł rosnącego legionu międzynarodowych fanów Fancy'ego. „Bolero (Hold Me in Your Arms Again”), chociaż w Niemczech zwróciło na siebie skromną uwagę, za granicą było bestią. Hiszpania i Portugalia zareagowały na utwór, wysyłając go do czołowej dziesiątki swoich krajowych list przebojów pop. Piosenka stała się też potężnym uderzeniem w Szwecji i w Holandii. „>Bolero< jest szczególne i ma wiele różnych, wciąż niezwykle mocnych elementów jako część jego magii  zauważa artysta. – Sądzę, że >podniesienie refrenu< stanowi dwadzieścia procent tego, co czyni tę piosenkę hitem. Głęboki głos, którego użyłem do wyszeptania lirycznego rozkazu, żeby zagrać mi bolero, to trzydzieści procent, a oparty na folklorze riff to pięćdziesiąt procent. Sądzę, iż połączenie tych czynników dało tej piosence siłę hitu.”

Po tym sukcesie longplay Fancy'ego zatytułowany „Contact” przyniósł więcej klubowego i radiowego powodzenia, z „Lady of Ice” i wyrazistym „Latin Fire”. Raz jeszcze Fancy koprodukował wydawnictwo z Antonym Monnem. Formuła ciężkich bitów, chwytliwych, niekonwencjonalnych lirycznych haków w języku angielskim oraz charakterystyczny wokal Fancy'ego udowodniły, że jest to przepis na zwycięstwo. Kiedy zaczął się nowy rok, artysta stał się doskonale znany jako międzynarodowy twórca hitów, a on, na potrzeby  występów na żywo, teledysków i telewizji, kreował siebie na dość zagadkową osobowość. Z ciemnymi okularami i surowymi acz stylowymi, przypominającymi kombinezon kostiumami Fancy zaproponował raczej powściągliwą i zagadkową postać stojącą pośród migających laserów i oświetlonych parkietów. „Chciałem dostosować mój pseudonim artystyczny wizualnie, więc stworzyłem dla siebie wiele kostiumów, a swojej twarzy nadawałem teatralny wygląd. Byłem zawsze bardzo zamkniętą osobą. Zawsze ukrywałem się za makijażem i przebraniami”  przyznaje.

Longplay „Flames of Love” został opracowany i wydany w 1988 roku, z wokalistą przejmującym większą kontrolę nad procesem twórczym i produkującym kilka utworów (Monn zajął się pozostałymi). Nagranie  tytułowe wyprodukował Fancy, w Wryton Studios w Monachium, a partie keyboardu zaprogramował Alfons Weindorf, współautor piosenki. „Myślę, że powodem, dla którego >Flames of Love< okazało się takim sukcesem  przypuszcza Fancy  był refren brzmiący niczym hymn. Wierzę, iż jego połączenie z przewodzącą melodią disco-fox i moim wokalem sprawiło, że piosenka ma ponadczasowy przekaz, z którym może utożsamiać się wielu ludzi z przeróżnych regionów. W Hong Kongu powstał cover utworu z tekstem w języku kantońskim. Kiedy powstaje cover Twojej piosenki w języku innym niż rodzimy, wiesz, iż naprawdę nagrałeś międzynarodowy hit.” 

Zespół produkcyjny Fancy'ego poszerzono o pisarskie zdolności Alfonsa Weindorfa i Sabriny Lorenz. „Ponieważ Alfons pracował właśnie w tym samym studiu z wokalistą Grantem Millerem (moim podopiecznym uzyskującym niezłe wyniki w klubach z >Doctor for My Heart<), mogliśmy kolaborować przy >Flames of Love<. Alfons jest młodszym bratem Hermanna Weindorfa, który pracował ze mną przy podkładzie moich piosenek >Check it Out< i >Come Inside< nagranych w Arco. Sabrina jest moją dobrą przyjaciółką. Ukończyła szkołę teatralną, zagrała w kilku filmach i wtedy odkryła, że woli pisać teksty piosenek. W słowach użytych przez moich twórców zawsze można znaleźć mnóstwo pięknej poezji. Czas spędzony na pracy z dwojgiem tych ludzi był za każdym razem uroczy i twórczy”  mówi artysta.

„Fools Cry” ponownie wysłało go do pierwszej dwudziestki notowań w Niemczech, Hiszpanii i Finlandii. Co więcej, Fancy podjął niecodzienne kroki, remiksując utwór i wydając go na osobnym 12-calowym maxisinglu, co utrzymało nagranie w stałej rotacji przez dalsze miesiące. Kompozycja stanowiła efekt pracy zespołowej pomiędzy wokalistą oraz tekściarzami Charliem Glassem i Sabriną Lorenz. Teiges mówi: „W tamtym momencie Charlie był bardzo młodym i kreatywnym muzykiem. Zagrał mi surowe demo oraz połowę melodii >Fools Cry< bez żadnego tekstu. Byłem wstrząśnięty partią melodii już przez niego opracowaną, powstałą w jego małym domowym studiu. W monachijskim Jupiter Studios wyprodukowaliśmy ostateczną, pełną wersję utworu. Nie czułem się usatysfakcjonowany moim wokalem, jak zwykle, i w nieskończoność nagrywałem dodatkowe dźwięki. Facet o imieniu Klaus będący menadżerem studia (nazywaliśmy go >Cerberem<, ponieważ zawsze był bardzo nieuprzejmy) powiedział do mnie: >Fancy, śpiewając i miksując od tak dawna, musisz wierzyć, że wiesz, jak stworzyć hit!.< Cóż, miał rację. I >Fools Cry< okazało się naprawdę wielkim sukcesem!”.

Zastanawiając się nad swoją wielką popularnością, artysta przypomina sobie: „Byłem za kulisami podczas koncertu dla ośmiotysięcznej publiczności i musiałem skorzystać z łazienki. Niestety, pomieszczenie dla wykonawców było nieczynne, zatem musiano zabrać mnie na parter do pobliskiej toalety publicznej dla mężczyzn. Policja i specjalni ochroniarze otworzyli ubikację i zabezpieczyli dla mnie teren. Po drodze czułem się tak, jakbym biegł po czerwonym dywanie na premierę. Podziękowałem szefowi ochrony, a on powiedział: >To samo zrobiliśmy dla papieża!.< Wtedy naprawdę wiedziałem, że osiągnąłem niezwykle wysoki poziom sławy”  śmieje się. 

Według artysty sława pojawiła się wraz z wynikającymi z niej korzyściami i problemami. „Tu nieustannie występowały małe i duże wyzwania. W mojej karierze, lecz również w moim życiu prywatnym. Sukces może czasami prowadzić do samotności i być trudny. Na przykład, musiałem szybko nauczyć się, że nie mogę mieć normalnego numeru telefonu. Mógłbym także opowiadać niekończące się historie o prześladowaniu. Były chwile, iż czułem się na poważnie przerażony i te kłopoty mogły prawdopodobnie pojawić się w każdym momencie. Jednakże zawsze istniała przeciwwaga dla wszystkich tych negatywnych aspektów. Przez lata cieszyłem się uwagą i entuzjazmem licznych fanów, co jest wyjątkowym i wspaniałym prezentem”. 

W latach 90. w przemyśle muzycznym zaszły liczne zmiany, a potężny wpływ amerykańskiego hip-hopu zaczął dotkliwie oddziaływać na dźwięki pochodzące z Europy. W 1989 roku Fancy przekazał wytwórni Metronome Records longplay „All My Loving” i jeszcze jeden singiel „When Guardian Angels Cry”, soczystą kompozycję przywracającą go na bogate gobeliny złożone z jego oryginalnych hitów. Objawił się w nowej dekadzie ze stylem poniekąd zaktualizowanym. Brzmienie Fancy'ego pozostało nienaruszone, ale do miksu dodano element rapu. Artysta podpisał kontrakt z ZYX Records i wydał album „Six  Deep in My Heart” zawierający odnowione wersje jego przebojów. Steve D5 (znany ponadto jako Stephen Aldo Dockery) zajął się rymami w hip-house'owych singlach „Fools Cry Rap” i „When Guardian Angels... Rap”, które ogłaszały Fancy'ego jako Arcymistrza Tessa. Fancy nie obawiał się wplatania hip-hopowego wokalu do swoich nagrań dance. „Steve D5 pochodził z Seattle i w tamtym czasie mieszkał w naszym domowym studiu  mówi wokalista. – Dodał te wyrafinowane, rapowane teksty do moich hitów, a ja byłem bardzo podekscytowany. Zbudowaliśmy na tym cały longplay. Rapowane zwrotki Steve'a stanowiły punkt startowy i wtedy zostawał dodawany mój refren. Gdy wszystko było gotowe, zaprezentowałem produkt Metronome Records. Chociaż byli całkiem zainteresowani, mieli nową ekipę rozpatrującą produkty. Była dla mnie obca i czułem się z tym niekomfortowo. Zamiast tego zaniosłem płytę do ZYX Records i pracuję z tą wytwórnią do dzisiaj!”

Mimo że starania Fancy'ego w stylistyce rap-dance spotkały się ze zróżnicowanymi opiniami, artysta kontynuował w latach 90. publikowanie licznych albumów i utworów dla wielu  wytwórni. Kulminacja dekady nastąpiła z momencie wydania „Slice Me Nice '98” i miksu złożonego z hitów, sponsorowanego przez popularną markę Fetenhits singla, który przywrócił artystę na listę top 20 w Niemczech. Dwa longplaye zaprezentowane w tym samym czasie, „Best of Fancy” i „Hit Party”, zakwalifikowały się do czołowej dwudziestki notowania Media Control. Później, za pośrednictwem Universal Germany, muzyk wydał album zawierający nagrane na nowo wersje jego hitów oraz standardów gatunku dance śpiewane w języku niemieckim („Die Hits auf Deutsch”). Dobrze przyjęte wydawnictwo „Forever Magic” (opublikowane początkowo w Rosji, Kazachstanie i w krajach bałtyckich) ujrzało światło dzienne w 2008 roku. Na początku 2015 roku zaprezentował singiel „Follow Me (Have a Celebration Mix)”, promujący płytę „Shock and Show” wydaną na trzydziestolecie pracy artystycznej. Przez ten czas grupa fanów Fancy'ego pozostała liczna i lojalna, a on sam utrzymuje, że jest niemieckim artystą solowym pop z największą dotychczas liczbą koncertów na całym świecie. W roku 2016 wytwórnia ZYX opublikowała singiel „Stronger Together” nagrany z piosenkarką o pseudonimie Nea!. 

Artysta oznajmia, iż jego własne cele, zainteresowania i priorytety wciąż modyfikowały się i ewoluowały. „Życie i duch czasów zmienia człowieka  mówi łagodnie. – Dlatego pragnienia i potrzeby także zmieniają się na przestrzeni życia. Dzisiaj moje potrzeby i zamiary są inne, a ja przystosowuję się do nich. Wspieram, na przykład, terytorium chroniące tygrysy syberyjskie.” Wielką miłością Fancy darzy dodatkowo sztukę i jest znakomitym, uzdolnionym malarzem. Używa pędzla na płótnach od lat, wyrażając siebie poprzez niecodzienne, abstrakcyjne i ekspresjonistyczne wizje odzwierciedlające jego głębię. Eksploracja sztuki i muzyki stanowi jeden z wielu aspektów człowieka, którego filozofia koncentruje się dzisiaj wokół znalezienia balansu, pozostania zaangażowanym i cieszenia się wolnością. Jak mówi: „Sądzę, że to utrzymuje w dobrej formie mój umysł i ciało, kiedy przebywam z ludźmi młodymi i mentalnie młodymi, bez  względu, czy towarzysko, czy w pracy. Odczuwam pewną ulgę, że dziś nie stawiam światu czoła jako debiutant. Czasy, w których obecnie żyjemy, są zupełnie inne i budowanie kariery staje się dużo bardziej skomplikowane.” 

Fancy, wymieniający „Flames of Love”, „A Voice in the Dark”, „I Love You” (z albumu „Forever Magic”) i „Fools Cry Rap” wśród własnych ulubionych nagrań, jest dumny ze swojego wkładu, jednak niechętnie uznaje rozległość swojego muzycznego dorobku. Jak sam mówi, „jest jeszcze wiele do zrobienia”.

⧫⧫⧫⧫

Linda Jo Rizzo
„You're My First, You're My Last” (1986)
Niemcy

⧫⧫⧫⧫

Była modelka i rodowita nowojorczanka, Linda Jo Rizzo, połączyła drapieżny wizerunek, potężny wokal i przebojową osobowość, by stać się jedną z najbardziej ekscytujących i zapamiętywanych gwiazd muzyki dance lat 80. Jej osiągnięcia, których dokonała jako wokalistka prowadząca The Flirts i jako gwiazda solowa, przyciągnął na parkiety dziesiątki tancerzy na całym świecie. Pracując z płodnymi producentami, jak Bobby Orlando czy Fancy, stała się jednym z kluczowych głosów hybrydy brzmień italo disco, hi-NRG i nowej fali ogarniających Europę i Stany Zjednoczone. To była długa i porywająca droga dla Rizzo, często podróżującej dziś pomiędzy domami w Nowym Jorku i w Niemczech. Potrzebuje trochę czasu, by entuzjastycznie zastanowić się nad karierą muzyczną, którą przez dziesięciolecia zrobiła po obu stronach Atlantyku.

„Kiedy byłam młodsza, nigdy tak naprawdę nie myślałam o zostaniu piosenkarką – mówi Linda. – Chciałam być na scenie i rzeczywiście pasjonowało mnie to. W niedziele śpiewałam w kościele, śpiewałam w szkole i wszyscy zawsze twierdzili, że mam miły głos. Ale nigdy nie rozważałam, aby gdzieś go wykorzystać. Gdy miałam osiemnaście lat, wyjechałam do Włoch, by być modelką i skończyło się na tym, iż przebywałam tam latem, kiedy wszyscy udali się na wakacje. Nie bardzo miałam co robić i wylądowałam z pracą sezonową polegającą na śpiewaniu. Dałam wtedy jeszcze kilka występów w Portugalii. Wróciłam do Stanów Zjednoczonych po pięciu latach spędzonych w Europie i znów poszłam na studia.”

„Pewnego wieczora jadłam obiad z przyjaciółmi z Milano, a Bobby Orlando, producent muzyczny, siedział przy stole. Nie wiedziałam, kim on jest, ale niektórzy przy stole powiedzieli mu, iż mam świetny głos i zasugerowali, żeby zabrał mnie do swojego studia. Zgodził się i zaprosił mnie na następny dzień. Nagrywał inną artystkę, Nadię Cassini (byłą żonę Igora Cassiniego), jak mi się wydaje, i zrobili sobie przerwę na lunch. Poprosił mnie, abym podeszła do mikrofonu i zaśpiewała coś dla niego. Cóż, miałam piosenkę, wyprodukowaną przez niego w mojej głowie, i zaśpiewałam ją. Nazajutrz podpisałam z nim kontrakt. To było totalnie szalone i po prostu wydarzyło się bez żadnego planu.” 

„Szczerze mówiąc, muzyka dance nie była w moim stylu, kiedy zaczęłam nagrywać z Bobbym  przyznaje Linda. – Kochałam tańczyć przy muzyce disco, chodziłam na dyskoteki w latach 70., bawiłam się przy tych wszystkich świetnych piosenkach George'a McCrae'a i Glorii Gaynor, ale to nie była muzyka, którą wyobrażałam sobie w swoim wykonaniu. Interesowałam się pop-rockiem. Będąc dzieckiem, za swoją największą idolkę uznawałam Janis Joplin, co było dalekie od sceny disco.”


Po lewej: Linda Jo Rizzo pozuje z The Flirts, fotos z połowy lat 80. Od lewej do prawej stoją: Rebeka Storm, Pam i Linda. Po prawej: Linda Jo Rizzo wciąż dostarcza dawkę wysokoenergetycznej muzyki.


Wielka szansa Lindy nastąpiła wraz z pojawieniem się grupy The Flirts, której ostatecznie stała się pełnoetatową członkinią. Formacja The Flirts okazała się objawieniem, kiedy po raz pierwszy wkroczyła na scenę, chociaż historia zespołu pozostaje nieco zagmatwana. Żeńskie trio, posiadające na początku trzy hity z rzędu: „Passion”, „Calling All Boys” i „Juke Box (Don't Put Another Dime)”, z niespotykaną szybkością zdobyło szturmem w 1982 roku europejskie i amerykańskie listy przebojów tanecznych. W Niemczech i w Szwajcarii „Passion” było bestią, która niezwłocznie wspięła się do krajowych pierwszych piątek. „Juke Box” okazało się uderzeniem w Stanach Zjednoczonych, a wideo wstrząsnęło stacją MTV w najwcześniejszych dniach jej działania. Elektroniczna magia producenta Bobby'ego Orlando połączyła jednocześnie pełen mocy beat z ekscentrycznym, nowofalowym stylem wokalu. To był nowy rodzaj brzmienia grupy złożonej z dziewczyn, które wstrzeliło się w odpowiednim czasie w trendy podgatunku hi-NRG oraz alternatywnej muzyki tanecznej podbijające oba kontynenty. The Flirts postrzegano często w tym samym świetle, co The Go-Go's, ale z wyraźniejszym rytmem disco. Debiutancki album grupy, „10 Cents a Dance” (z wytwórni Bobby'ego „O” w Stanach Zjednoczonych) sprzedawał się świetnie i zawierał single „Boy Crazy” i „We Just Want to Dance”. W tamtym czasie longplay określił „damski Flirts” jako Andreę (Del Conte), Holly (Kerr) i Rebeccę (Sullivan).

Orlando (znany też jako Bobby „O”) był skutecznym autorem piosenek i producentem, który poszedł na swoje na początku dekady. Nagrywając dla własnej wytwórni i dla innych, niezliczonych małych wytwórni niezależnych, zapoczątkował gatunek muzyczny hi-NRG, czyli modne dzięki niemu brzmienie z ciężkim basem, syntezatorami, pianinem, gitarami i dzwonkami. Jego styl stał się w klubach wezwaniem do działania, wysyłając do czołówki list przebojów dance takich eklektycznych wokalistów, jak drag gwiazda Divine („Shoot Your Shot”) czy Roni Griffith („[The Best Part of] Breaking Up”), oraz wczesne utwory Pet Shop Boys („West End Girls”). Orlando działał ponadto jako artysta solowy, w 1982 roku posiadający wielki klubowy hit „She Has a Way”. Jak przypomina sobie Rizzo: „Moje wspomnienia z Bobbym Orlando  mogę powiedzieć Ci, że on ciągle pracował. Ciężko pracował. Był bardzo kreatywny i zwariowany, ponieważ zawsze miał pomysły. Siedziałeś i rozmawiałeś z nim, a on podskakiwał, biegł z pomysłem do pianina lub do swojego biurka i zapisywał. To dlatego odniósł taki sukces  miał prawdziwy talent w królestwie muzyki dance. Wyciągał te pomysły, jeden po drugim”.

Występy na żywo oraz nagrania The Flirts były przez lata źródłem zamieszania. Być może z powodu unikatowej metody produkowania stosowanej przez Orlando. Wspomnienia Lindy dotyczące nagrywania kilku wczesnych hitów The Flirts po trzydziestu latach wyblakły z czasem, ale jest świadoma faktu, iż paru ludzi pojęło naturę procesu twórczego producenta. „Bobby pracował z inną grupą o nazwie Waterfront Home, nad którą zastanawiał się z myślą o mnie. Zrobiłam kilka demówek i nagrań, lecz wtedy Bobby zdecydował, że pójdę do The Flirts. Nie wiem jak i dlaczego podjął taką decyzję. Naprawdę chciałam być solową artystką. Jeżeli rozumiesz teorię kryjącą się za funkcjonowaniem grupy dziewczyn bądź chłopaków, masz tam zazwyczaj tylko jednego lub dwóch członków śpiewających najwięcej. Reszta robi tło wokalne, zapewnia wizualizacje i tak dalej. Cóż, wydaje mi się, że gdy Bobby nagrywał, stanowiłam jedną z trzech dziewczyn, które były aktualnymi głosami, które aktualnie tworzyły brzmienie. To zabawne: ludzie pytają mnie o ostateczną listę piosenek Flirtów z moim wokalem. Nie potrafię uczciwie odpowiedzieć, jak jest na pewno. Bobby nagrywał różne głosy do tej samej piosenki, a potem łączył w studiu najlepsze dźwięki. Takiego dźwięku mogłeś nie wyłowić, gdyż taki był zamysł grupy. The Flirts było projektem. Nie sądzę, żeby on kiedykolwiek przewidywał tak wielki, wielki sukces, gdzie publiczność mogłaby zacząć nas rozpoznawać. Nie sądzę, żeby przewidywał dla nas odrębne tożsamości  była blondynka, brunetka i ruda. I tyle. Na późniejszych albumach zobaczysz, że dziewczyny zmieniły się. Pracowałam nad The Flirts zza kulis, tak to ujmę, na długo przed tym, jak moja twarz pojawiła się na okładce singla czy albumu.” 

„Chciałabym wspomnieć o Tonym Marinello  dodaje Linda. – Odkąd na dwanaście lat został mikserem Bobby'ego, pracował w tym samym czasie, kiedy ja śpiewałam z The Flirts. Był prawą ręką Bobby'ego podczas nagrywania w studiu od późnych lat 80. do połowy lat 90. oraz kompozytorem muzyki dance i pisarzem. Pewnego razu Tony skończył pracę nad utworami, były przygotowane na taśmę, Bobby zajął się miksem wokali i muzyki. Voila! Masz piosenkę. Tony mówi, iż Bobby zwykł nazywać siebie >Ronaldem McDonaldem przemysłu muzycznego<  ponad miliard zestawów.”

Płyta „Born to Flirt” ukazała się w 1983 roku i jasno dokumentowała udział Rizzo w zespole. Longplay zawierał hitowe single „Danger” i „Helpless (You Took My Love)”, które uplasowały się wysoko na niemieckich i szwajcarskich listach przebojów pop. „Kiedy przebywałam w Europie  przypomina sobie Linda  pracowałam z grupami, a potem robiłam inne rzeczy samodzielnie  co preferowałam. Jestem artystką i lubię wolność w poruszaniu się po całej scenie i robieniu tego, co chcę. Jeśli w latach 80. należałeś do formacji, zwłaszcza do The Flirts, byłeś totalnie wyreżyserowany. Mogę tańczyć, ale nie jestem >tancerką<, więc uczenie się kroku tanecznego było dla mnie mniej spontaniczne. Lubię po prostu wkładać w to serce. W grupie to jest trudniejsze, ponieważ każdy ma rolę do odegrania i ruch do wykonania. Trzeba unieść ręce równocześnie, stopa musi przesunąć się równocześnie ze stopami pozostałych i, prawdę powiedziawszy, to dla mnie tortura. Kiedy dołączyłam do koncertowej wersji The Flirts, dwie inne dziewczyny będące ze mną w zespole były dużo młodsze, więc na początku czułam się zabawnie. Nosiłam skórzane spódniczki mini i wykonywałam wszystkie te szalone ruchy taneczne. Szczerze mówiąc, czułam się trochę głupio”  śmieje się.

„W trasie >Born to Flirt<  mówi Rizzo  byłam frontmanką. Odkąd dwie pozostałe dziewczyny przestały być wokalistkami, musiałyśmy zsynchronizować ruchy ust z utworami. Naprawdę chciałam wydostać się stamtąd, śpiewać i występować. Porozmawiałam z Bobbym na temat kariery solowej, a on poprosił mnie o cierpliwość, zapewniając, że ma dla mnie plany. Niestety, w rzeczywistości nic się nie wydarzyło. Gdy zatem otrzymałam ofertę nagrywania solo, zdecydowałam, że to odpowiedni czas na zmiany. Rozwiązałam kontrakt z Bobbym i nie było problemu. Bobby dalej działał z grupą, z innymi dziewczynami. Po 1985 roku ruszyłam naprzód i nie miałam już kontaktu z pozostałymi dziewczynami z The Flirts. (Niedawno nawiązałam dzięki Facebookowi kontakt z dwiema członkiniami.).”

Kiedy The Flirts wydawało kolejne klubowe hity, Linda obmyślała strategię obrania nowego kierunku swojej kariery w muzyce dance. Jej kolaboracja z kultowym niemieckim producentem i artystą muzyki dance, Fancym (znanym również jako Ric Tess Teiges, publicznie w pewnym stopniu tajemniczą gwiazdą cieszącą się ogromnym sukcesem na niemieckich listach przebojów z takimi singlami, jak „Slice Me Nice” czy „Chinese Eyes”) okazała się inspirująca. Fancy, jak Orlando, miał charakterystyczne brzmienie składające się mocnych beatów, elektronicznych wstawek keyboardowych, syntezatorów i prostych acz porywających tekstów w języku angielskim. Linda mówi: „Poznałam Fancy'ego podczas trasy koncertowej z The Flirts. Występowaliśmy w Europie przez dwa tygodnie. Dwa tygodnie zmieniło się w pięć miesięcy i spotkałam go na koncercie w Niemczech Zachodnich. Zobaczył mnie na scenie z The Flirts i musiał dojść do wniosku, iż mam to coś. Przyszedł po występie i dał mi swoją wizytówkę. Poprosił, żebym zadzwoniła do niego, jeśli kiedyś opuszczę grupę. Chciał produkować utwory dla dziewczyny. Cóż, żyłam na walizkach przez te pięć miesięcy i zgubiłam numer.”

„To była najbardziej szalona rzecz. Udałam się znów do Ameryki, aby rozwiązać umowę z Bobbym i wróciłam do Niemiec trzy miesiące później  w 1985 roku. Byłam w kolejce do nagrywania w wytwórni, która wycofała się w ostatniej chwili. Więc wylądowałam w Niemczech z moją córką, w tamtym momencie zaledwie czteroletnią, i pomyślałam: >O mój Boże, co ja teraz zrobię?<. Zatrudniłam się w barze, gdzie grałam na pianinie, po prostu po to, żeby przetrwać. W drugim tygodniu pracy śpiewam tam i kto przychodzi na obiad? Fancy! Oczywiście nie miał makijażu i wyglądał jak przeciętny facet. Woła mnie i pyta, dlaczego nigdy nie zadzwoniłam. Odpowiedziałam: >Cóż, kim jesteś?<. Nie rozpoznałam go, rzecz jasna. Przedstawił się, a ja przeprosiłam za zgubienie numeru. Poprosił mnie, abym przyszła do jego studia znajdującego się cztery domy dalej. Powiedział: >Nagramy coś!< – Linda śmieje się. – Zarejestrowałam moje pierwsze solowe nagranie, którym było >Fly Me High<, o pierwszej w nocy w jego studiu. Tak to się zaczęło. Mam gęsią skórkę, kiedy opowiadam tę historię, bo to naprawdę wyglądało dla mnie jak przeznaczenie. Ze wszystkich miejsc w Niemczech on przychodzi właśnie do tego baru z pianinem, gdzie, tak się składa, śpiewam ja.”

„Fly My High”, wydane w Niemczech przez EMI Records w 1985 roku, posiadało wszystkie muzyczne znaki firmowe synonimiczne z jej nowym producentem. Jego muzyczny styl perfekcyjnie pasował do imponującego głosu Lindy. Piosenka wywołała kilka zawirowań, ale była spektakularnym debiutem Rizzo w niezależnej wytwórni z siedzibą w miejscowości Merenberg w Niemczech  ZYX Records  która zajęła się wokalistką. Dotychczas ZYX miało ugruntowaną pozycję wydawcy muzyki dance i częstego gościa w top 20 krajowych list przebojów z takimi wykonawcami, jak Scotch, Tullio de Piscopo i Valerie Dore.

Debiut Lindy w wytwórni, „You're My First, „You're My Last”, został wyprodukowany przez Fancy'ego i w 1986 roku okazał się sensacją w europejskich klubach. Piosenka zapełniała parkiety taneczne ze swoim uderzającym rytmem i chwytliwym tekstem (napisanym przez Rizzo). Przez jakiś czas styl identyfikowano nie tylko jako powstałe w Niemczech italo disco, ale jako „brzmienie Lindy Jo Rizzo”. „To była jedna z moich ulubionych piosenek, które stworzyłam z Fancym. Zaczęłam pisać tekst, gdy pracowaliśmy razem. Jako producent wziął kogoś do zrobienia muzyki, a następnie przekazał robotę mnie, prosząc o napisanie tekstu. >Umiesz pisać?<  zapytał. >Cóż, tak sądzę. W szkole byłam dobra z angielskiego<  – odpowiedziałam”  śmieje się Linda. 

„To była pierwsza piosenka, którą napisałam. Fancy nie przebywał w studiu przez cały czas. Najwięcej czasu spędzał z Alfonsem Weindorfem [znanym jako Elvine], muzykiem i aranżerem. Fancy zaakceptował piosenkę i pracę z Alfonsem przy tworzeniu muzyki. Otrzymałam demo, wersję instrumentalną, a wtedy dołożyłam do tego tekst. Zaśpiewałam to Fancy'emu i zobaczyłam, jakie on ma na ten temat odczucia. Ale nie zawsze był w studiu  ufał nam. Cudowne w Fancym jest to, że pozwolił nam dorosnąć. My wszyscy byliśmy młodzi, a on chciał, żebyśmy rozwijali się na własną rękę. Nie interesowało go bycie szefem. Był naprawdę bezstronny.” 

„Fancy był bardzo nieśmiały i otaczała go jakaś tajemnica  dodaje Linda. –  Możesz porównać go do kogoś takiego jak Freddie Mercury. Freddie był niesamowicie dziki na scenie, jednakże Tess (Fancy) nie. Jego >Fancy< wizerunek został dogłębnie przemyślany i obliczony, lecz w prywatnym życiu on sam jest bardzo skrytą i nieśmiałą osobą. Ma wielkie serce i uważam, że wszyscy, którzy z nim pracowali, ogromnie go polubili. Praca z nim była świetnym czasem w moim życiu.”

„Dzięki profesjonalnemu sukcesowi w Niemczech mieszkanie w tym kraju stało się dla nowojorskiej dziewczyny umiejętnością nabytą  mówi Rizzo. – Pokochałam swoją pracę i zostałam w Niemczech, żeby zająć się nią. Na początku nie mówiłam po niemiecku, ale każdy w biznesie muzycznym rozmawiał tu po angielsku. Dlatego to nigdy nie był problem. Chciałam śpiewać i nie obchodziło mnie, gdzie to robię. Mogłabym śpiewać w Islandii, gdyby chcieli, żebym tam pojechała. Jestem włoską Amerykanką i dorastałam we włoskiej rodzinie. Z powodu tego pochodzenia kultura Niemiec czasem stanowiła dla mnie wyzwanie. Jestem tu od [ponad trzydziestu] lat i to wciąż jest trudne. Włoskie rodziny są zawsze >mangia, mangia!<. Drzwi są stale otwarte, siedzisz, jesz, pijesz i bawisz się. Kultura niemiecka może być bardziej powściągliwa i konserwatywna. Dostosowanie się do tego było dla mnie niełatwe. To właśnie różnica kulturowa. Oni cieszą się życiem i może uważają Włochów za trochę dziwnych  śmieje się. – My jesteśmy tak ruchliwi i otwarci.”

Wyzwania nie były obce Rizzo, nawet od jej najwcześniejszych dni spędzonych na budowaniu kariery w Stanach Zjednoczonych. „W Ameryce naprawdę trudno zrobić wielką, czystą karierę, nie schodząc na złą drogę seksu, narkotyków i wszystkiego tego  mówi szczerze Linda. – To jest po prostu mój punkt widzenia. Chciałam śpiewać i pracować na bazie moich talentów, a nie dlatego, że przespałam się z kimś. Niemcy zapewniły mi tę sposobność i jestem za to bardzo wdzięczna. I muszę powiedzieć, że rynek muzyczny w Niemczech jest dużo bardziej uczciwy i uporządkowany. Naprawdę zatrudnia. Szanują Cię i płacą odpowiednio. W Ameryce masz do czynienia z takim syfem, a zwyczajnie tego nie chciałam. Nawet gdy na początku byłam w Stanach modelką i miałam osiemnaście lat, za każdym drzwiami, do których pukałam, chcieli wciągnąć mnie do sypialni. Dajcie mi spokój!”

W latach następujących po odniesieniu solowego sukcesu Linda wydała pod szyldem ZYX serię energetycznych hitów, jak na przykład „Heartflash (Tonight)”, „Perfect Love”, „Keep Trying” i remake przeboju Flirts „Passion”. „W tych dniach pracowałam naprawdę ciężko; nie sądzę, iż wiedziałam, co się naprawdę dzieje. Udałam się do Europy z jednym celem i uczyniłam to, aby go osiągnąć. Byłam samotnym rodzicem z małą córką, więc czułam z tego powodu dodatkowy nacisk, gdyż musiałam odnieść ten sukces. Wspierała mnie rodzina. Nie zdawałam sobie sprawy, że może uznawano mnie za gwiazdę w tamtym czasie. Tak wiele lat temu, nie zarejestrowałam tego w swoim umyśle. Cieszyłam się przebywaniem na scenie, podróżami, fanami i całą tą dzikością. To wszystko, co zauważyłam. To niesamowite, ponieważ dziś ludzie mówią mi, iż wówczas słuchali moich piosenek granych wszędzie. Nie sądzę, żebym w tamtym czasie w pełni to rozumiała. Nie wiedziałam nawet, że moje utwory sprzedawały się w Ameryce.” Linda kręci głową z niedowierzaniem.

Od lat 90. szaleństwo italo disco zanikło i Rizzo zaczęła śpiewać w ramach czegoś, co w Niemczech było znane jako scena galowa  na imprezach, gdzie ludzie jedli, pili i tańczyli przy akompaniamencie rozrywki na żywo. Pracowała objazdowo aż do nowego milenium, a wtedy zaczęła występować z dużymi zespołami na wielkich wydarzeniach organizowanych przez korporacje. Wraz załamaniem najważniejszych gałęzi gospodarki, które nastało na całym świecie w 2008 roku, te rezerwacje wyczerpały się. „Zawsze starałam się przystosować, a po ekonomicznym spowolnieniu zebrałam mój własny zespół i zaczęłam robić niewielkie eventy. I od tego momentu moje możliwości wzrosły. Pracowałam z klawiszowcem przez całą drogę do skompletowania pełnego składu, w zależności od budżetu miejsca. Niewielki budżet nie przeraża mnie. Nie byłabym w stanie tworzyć mojej muzyki disco, ale mogłabym robić fajne rzeczy, jak soul czy swing. Muszę być szczera. Dziś mam dwa życia  koncerty z lat 80. i scena na żywo. Potrafię śpiewać wszystko, może z wyjątkiem jazzu i opery. Wyrobiłam sobie miano wokalistki wiarygodnej i zostałam powołana do robienia wielu różnych rzeczy.” 

Jak sama przyznaje, determinacja i elastyczność Lindy były widoczne już we wczesnych latach jej kariery. „Jestem trzeźwo myślącym zodiakalnym Baranem. Zakładam klapki na oczy i po prostu idę. Prawdopodobnie najtrudniejsze, czego doświadczyłam, nastąpiło mniej więcej dwadzieścia pięć lat temu. Przebywałam tutaj, w Niemczech, z moją pierwszą córką i byłam związana z Włochem. Miałam jeszcze dwójkę dzieci. On pochodził z południowych Włoch i był bardzo przeciwny mojej muzyce, co odkryłam później w naszym związku, oczywiście. Po dwójce dzieci chciałam wrócić na scenę, ale on mówił był na nie. W końcu powiedział mi, że muszę wybrać pomiędzy nim a muzyką. Wybrałam muzykę. To okazało się prawdopodobnie najtrudniejszym okresem w moim życiu, ponieważ wychowywałam dzieci, nie byłam jeszcze gotowa do roli włoskiej pani domu. Musiałam dosłownie od początku budować swoją karierę i upewnić się, że jestem w stanie samodzielnie utrzymać moją rodzinę. Zrobiłam to i ani przez chwilę nie żałowałam dokonanego wyboru.”

Wokalistka obserwuje zmiany, które przyszły wraz z dojrzałością. „Myślę jako artysta  a przez artystę mam na myśli piosenkarzy, aktorów, muzyków oraz kogokolwiek, kto może mieć talent  że kiedy jesteś w świetle reflektorów, żyjesz poza rzeczywistością. Z upływem lat być może bierzesz ślub i masz rodzinę, próbujesz znaleźć równowagę pomiędzy tym światem fantastycznym a realnym. Teraz mam pięćdziesiąt lat i ten rok był pierwszym rokiem, w którym poczułam, że >starzeję się<. Wiesz? Moje wszystkie dzieci wyprowadziły się z domu i mieszkają w Nowym Jorku. Praca jest wspaniała, lecz nie da się jej porównać z tamtymi dniami z lat 80., z tym cudownymi czasami, kiedy pracowałam w każdy weekend. To przeszłość.”

„W zeszłym roku mój sposób myślenia uległ kilku modyfikacjom. Zaczynasz zauważać, iż minęło dwadzieścia, trzydzieści lat. Wciąż tu jestem, to jest wspaniałe i czuję wdzięczność, ale zdaję sobie sprawę z tego, że te niesamowite czasy nie wrócą. To coś, co artysta musi poukładać sobie w głowie i sądzę, iż należy zrekonstruować dla siebie nową równowagę. Jeśli to robisz, zachowujesz młodą mentalność. Jeżeli nie i tylko lamentujesz nad stratą tamtych lat, starzejesz się. To nie jest tak łatwe, jak było kiedyś  jesteś zmęczony. Jednak musisz stale próbować. Twoja publiczność i fani również są o dwadzieścia pięć lat starsi i akceptują to, że jesteś starszy, lecz wciąż chcą widzieć Cię żywego i pełnego energii. Prawdę mówiąc, to nie z fanami jest zazwyczaj problem. Problem jest z nami, artystami. Powinniśmy zaakceptować siebie i iść naprzód. To korzyść płynąca ze starzenia się. Uczysz się. Jestem upartą, impulsywną osobą i kiedy byłam młoda, mniej więcej za czasów The Flirts i pracy z Fancym, podejmowałam pochopne decyzje. Taka byłam. Na wielu, wielu błędach musiałam uczyć się, jak trochę zwolnić i słuchać, co mówią inni. Musiałam nauczyć się, żeby nie zawsze skakać w ogień  żeby wyluzować. Czterdzieści lat zajęło mi nauczenie się tego oraz uświadomienie sobie, że pewne rzeczy mogłam zrobić inaczej, gdybym nie była tak porywcza i w gorącej wodzie kąpana.”

Wciąż czerpie radość z przypominania sobie energetycznej dekady, która przyniosła jej tak ogromny sukces. Wśród mnóstwa przełomowych występów Rizzo jeden wyróżnia się jako wyjątkowo niezapomniany. „Dawałam show tam, gdzie koncertowałam z Fancym od wielu lat. Około piętnastotysięczna publiczność, a ja trzęsłam się. Miałam najgorszą tremę. Wciąż mam, po trzydziestu latach. Umieram po trochu przed każdym występem, a im większe show, tym umieram bardziej. Palpitacje serca i wszystko. Ale kiedy słyszę tłum krzyczący dla mnie, to jest tak ważne!” Linda milknie na moment, starając się wymyślić lepszy opis doznawanego uczucia euforii. „Orgazm, którego dostaję na scenie  żaden mężczyzna nigdy mi tego nie dał!  śmieje się. – To prawda. Mogłabym iść przez życie bez żadnego partnera, ale nie pozbawić się mojej muzyki!”

Niedawno Linda nagrała singiel „Stronger Together” z udziałem Fancy'ego, a w 2015 roku remiksy Michaela Falla zyskały dla nagrania szeroki zasięg w klubach. Uświetniła przeróbkę „USSR” Eddy'ego Huntingtona i została zaproszona do singla „Out of the Shadows” TQ, wokalisty pop w stylu lat 80. W 2017 roku piosenkarka występowała w Nowym Jorku z ikoną lat 80. Sandrą i gwiazdą italo disco o pseudonimie Savage, podczas promowania jej albumu „Day of the Light (80s Reloaded)”.

„Sądzę, że to jest dobry czas na opublikowanie nowej muzyki, takiej jak ta  zauważa wokalistka. – Zwłaszcza dzisiaj, z ludźmi będącymi pod tak wielką presją. Ekonomia, wojny, zła sytuacja zatrudnienia  z powodu tych negatywnych czynników na świecie muzyka jest tak ważna. Ona daje Ci wieczór albo godzinę szczęścia. Lub taka trzyminutowa piosenka, jak >Day of the Light<, wyciągająca Cię z tego syfu!”  zapewnia. „Kocham uszczęśliwiać ludzi  mówi po krótkiej pauzie. – Kocham być na scenie, widzieć uśmiechy ludzi, bawić się i czuć się dobrze. Jeśli zostanę zapamiętana przez ludzi jako ktoś, dzięki komu czuli się dobrze i kto dał im ciepło, wtedy wykonałam swoją robotę.”