wtorek, 7 września 2021

[RECENZJA] Krzysztof Daukszewicz i „Meneliki nowe, czyli wina Tuska i logika białoruska”

Zapraszam do zapoznania się z recenzją najnowszej książki Krzysztofa Daukszewicza, „Meneliki nowe, czyli wina Tuska i logika białoruska”.



Jednostajny stukot pociągu tak bardzo uspokaja, że działa wręcz usypiająco. O nie, nie pozwolę sobie na sen. Przede mną jeszcze długa droga i wypadałoby wykorzystać ten czas jak najbardziej produktywnie. Monotonny szum rozmów, od których próbuję się odciąć, nie sprzyja skupieniu się na czymkolwiek. Sięgam zatem po wysłużone słuchawki, od dawna stanowiące środek skutecznie chroniący przed mimowolnym przyswajaniem cudzych spraw. Audialnie towarzyszy mi zazwyczaj zestaw mocno eklektyczny, zdarza się też powtarzana w pętli piosenka będąca moim aktualnym uzależnieniem. Odwracam się do okna, ale przesuwający się za zakurzoną szybą krajobraz pod zachmurzonym niebem nie jest najpotrzebniejszym mi w tym momencie widokiem. Na szczęście trwa przy mnie nieodłączny towarzysz: książka. Tym razem podróżuje ze mną najnowsze dzieło Krzysztofa Daukszewicza„Meneliki nowe, czyli wina Tuska i logika białoruska”. Otwieram czerwoną niczym światła stopu dla nudy i monotonności okładkę, zanurzając się w świat pozornie równoległy, bo istniejący na papierze, a jednak bliższy, niż się wydaje.


„Meneliki nowe, czyli wina Tuska i logika białoruska” to następna odsłona swoistego dialogu między Krzysztofem Daukszewiczem a społeczeństwem widzianym w krzywym zwierciadle. Zebrane tu krótkie żarty sytuacyjne tworzą spójną opowieść oraz malują jednolity, acz niezwykle barwny, niejednokrotnie umykający w szarej codzienności obraz, kolejny raz udowadniający, iż nie zawsze warto trzymać się ram narzucających pewne ograniczenia uniemożliwiające poniekąd powstanie tego typu powieści, jaką są dla mnie „Meneliki”. Trudno bowiem nie nazwać w ów sposób historii splecionej z przytaczanych przez autora przykładów dosłownie podyktowanych przez życie.


Co chwilę uśmiecham się do siebie i tylko zakorzeniony introwertyzm dzieli mnie od wybuchnięcia śmiechem. Podnoszę wzrok znak zapisanych rzeczywistością stron i patrzę na ludzi, zwłaszcza tych zawzięcie dyskutujących. Ponieważ odtwarzana aktualnie piosenka sprawia, że nie słyszę, na szczęście, wypowiadanych przez nich kwestii, wyobrażam sobie, iż to właśnie oni są bohaterami cytowanymi w książce i to z ich ust płyną słowa przed momentem przeze mnie przeczytane. Efekt ten pogłębiają ilustracje wykonane przez Pawła Kryńskiego, doskonale komponujące się z didaskaliami wprowadzanymi przez Krzysztofa Daukszewicza niezmiennie strzelającego w sam środek mojej tarczy dotyczącej poczucia humoru. Zderzę się z banałem, zauważając, że ta pozycja ma tylko tę jedną wadę, iż kończy się zdecydowanie zbyt szybko. Kiedy wjeżdżam na swój peron i właśnie czytam ostatnie w „Menelikach” zdanie, czuję się trochę tak, jak gdybym rozstawała się z dobrym znajomym albo z kimś świeżo poznanym, kto w lot łapie moje żarty i potrafi odwdzięczyć się tekstami równie trafionymi. Jestem pewna, że wkrótce zobaczymy się ponownie, by znowu wspólnie poobserwować absurdy społeczne. A tymczasem to było spotkanie z iście górnej półki!


zajrzyj po więcej: