środa, 11 sierpnia 2021

[RECENZJA] Kamil Baleja i „Poza anteną. Gdy gaśnie czerwona lampka”. Wszystkie dobre strony radia

Od lat związany z mediami Kamil Baleja postanowił przelać swoje barwne doświadczenia na papier, uchylając przed nami, czytelnikami, rąbka tajemnicy tego magicznego pudełka będącego stałym gościem w domach większości z nas: radia. Tematyka jest mi na tyle bliska, że już przed lekturą czułam, iż książka ta ma szansę stać się jedną z moich ulubionych. Czy tak się wydarzyło? Zapraszam do zapoznania się recenzją odpowiadającą na owo pytanie!



Przychodzi późne popołudnie. Wracam z pracy, generalnie przeze mnie lubianej, lecz mimo wszystko na kilka godzin odseparowującej od jednej z najcenniejszych rozrywek: pochłaniania książek. Trudno bowiem mówić o zwyczajnym czytaniu, kiedy każda z lektur to przygoda, podróż, wycieczka w nieznane. Staję przed domową biblioteczką i zastanawiam się, na jaki tytuł zdecydować się tym razem. Marzy mi się zestawienie niestandardowe: trochę muzyki, trochę humoru, trochę elementów rodem z powieści sensacyjnej. Czy taka mieszanka w ogóle istnieje? Patrzę na stos najnowszych w kolekcji książek, niecierpliwie czekających w kolejce. Którą z nich wybrać? Nagle mój wzrok pada na propozycję od Kamila Balei„Poza anteną. Gdy gaśnie czerwona lampka”. Przecież dokładnie tego szukałam! Sięgam po zwycięzcę tego skromnego plebiscytu, ignoruję niezadowolone głosy pozostałych jego uczestników i wreszcie znajduję czas wyłącznie dla siebie. No dobrze, może jeszcze dla kota, z którym przez chwilę walczę o najwygodniejszy w mieszkaniu fotel. Kończymy tę dyskusję kompromisem: siadam na brzegu mebla, zwierzak zaś zajmuje większość siedziska. Odchylam żółtą okładkę, umierając z ciekawości i nie wiedząc, iż za moment będę umierać także ze śmiechu.


Z pewnością nie zostanie odebrane jako nadużycie stwierdzenie, że „Poza anteną. Gdy gaśnie czerwona lampka” posiada cechy sprzężonej z nią dziedziny sztuki, czyli muzyki. Dynamiczna, z mocnymi akcentami przypomina rockowe piosenki. Łączy ją z nimi ponadto zespołowość, dzięki ważnej roli odgrywanej tutaj przez dialogi. Przytaczane wypowiedzi to riffy, a barwne, naszpikowane niebanalnymi, trafionymi w punkt porównaniami opisy przedstawione przez autora są jak porywające, budujące napięcie solówki. Nie sposób mówić o zawracaniu gitary!

Melodyjność, a więc płynność akcji, oraz refreny, w postaci licznych humorystycznych wtrąceń, upodabniają książkę do przeboju pop. Łatwo dojść do wniosku, iż jest prawdziwym hitem. Pokusiłabym się wręcz o konkluzję, że pewne ukute przez Kamila Baleję arcydziełka słowne wejdą do kanonu językowego i, cytowane przez niejednego odbiorcę, zaczną żyć własnym życiem. 

A hip-hop? Rytmiczne podawanie tekstu uznaję bez żadnych wyrzutów sumienia za wspólny mianownik omawianej pozycji z tym właśnie gatunkiem. Nie brak tu też inteligentnego przekazu typowego dla dobrych hiphopowych piosenek.

Cały ten jazz! Niekoniecznie improwizacja, ale mnóstwo ozdobników i mnogość zaangażowanych instrumentów jak najbardziej tak: oto następne chwyty zastosowane podczas pisania tej powieściowej autobiografii lub autobiograficznej powieści.

Wreszcie szalone, kolorowe, ukochane przeze mnie disco stanowiące antonim nudy, jednostajności i przewidywalności. Uwzględniając tę krótką deskrypcję, bez żadnych przeszkód dostrzeżemy wyróżniki określające równocześnie muzykę dyskotekową i tę wyjątkową książkę.


Kamil Baleja okazał się mistrzowskim przewodnikiem po świecie radiowca. Zanurzając się w fabule, a warto podkreślić, iż fabuła nie jawi się jako standardowa część składowa biografii, przenosimy się w zupełnie inną, stworzoną niezwykle plastycznie rzeczywistość. Czerwona lampka gaśnie, ja daję Wam zielone światło, by zwrócić czytelniczą uwagę na „Poza anteną”. Bowiem na jej stronach po prostu wszystko... gra!


zajrzyj po więcej: