wtorek, 24 marca 2020

[RECENZJA] Mannequin Mars i mroczna wyliczanka na płycie „None other than”

Zaledwie kilka tygodni temu, a dokładnie 20 lutego br., światło dzienne ujrzał album „None other than” duetu Mannequin Mars. To zestaw dziesięciu propozycji audialnych, mieszczących się jeszcze w gatunku pop, jednakże częściowo wykraczających poza ścisłą definicję muzyki popularnej.


Płytę otwiera zatytułowane po prostu „None other than” intro, wywołujące dreszcz i zdające się sugerować, zresztą zgodnie z prawdą, że czeka nas podróż przez obszary dotąd zupełnie nieznane. Tajemnicze i mroczne, ale też dające schronienie, jak następujące za chwilę nagranie „Love you a little”. Piosenka unosi słuchacza na fali łagodnych, lecz równocześnie energetycznych i rytmicznych dźwięków. Zaś „You can’t love me w swoisty sposób przywodzi na myśl szalone, kolorowe lata osiemdziesiąte, gdy na parkietach i w sercach zaczęło królować disco, cieszące się od tamtej pory niezmienną sympatią, a tutaj zanurzone w nowoczesności spod szyldu Alhaijali. Ciekawy zabieg stanowi także zestawienie kojącego duszę „Words i krótkiego, cudownie niepokojącego przerywnika w postaci „Signs”, korespondującego z mrocznym utworem „Omen”. Został on wyposażony w zwrotki noszące znamiona wybornie posępnego r'n'b oraz liryczne refreny, a to nietypowe połączenie czyni numer siedem moim faworytem, jeżeli chodzi o omawiany album. 


Warto ponadto wspomnieć o świetnie współgrających wokalach oraz niemałej roli, jaką w przedsięwzięciu odegrał producent MØJI, współodpowiedzialny za powstanie „Love song”.

Można odnieść wrażenie, iż bracia Kamil i Adeeb chcą utrzymać odbiorcę w stanie zawieszenia pomiędzy podbijanym przez efekty dźwiękowe przestrachem a uspokojeniem, nie dając mu pewności, które z doznań pojawi się jako kolejne. W rezultacie otrzymujemy naprawdę niebanalny krążek, zróżnicowany i zaskakujący, acz spójny. Nie będzie błędem zgodzenie się z zasłyszaną opinią, że po płytę „None other than” powinni sięgnąć przede wszystkim miłośnicy twórczości Madonny i Michaela Jacksona, choć takie grono należy rozszerzyć o fanów muzyki tanecznej, muzyki klubowej, muzyki pop... i dobrej muzyki w ogóle. Jest to bowiem materiał uniwersalny, wpadający w ucho wielbiciela niejednego gatunku.