piątek, 27 kwietnia 2018

[WYWIAD] KaRRamBa: „Muzyka jest dla mnie przyjaciółką, kochanką i narkotykiem”

fot. Klaudia Kim Photo
Zacznijmy od pytania, przed którym trudno uciec: jakie to uczucie, kiedy kolaborujesz z córką legendy polskiej muzyki?
Zacznijmy zatem od legendy polskiej muzyki - czyli od Janka Borysewicza i grupy Lady Pank. W roku 1982 dostałem od rodziców jako prezent na I Komunię Świętą - nie zegarek z siedmioma melodyjkami czy rower „Wigry 3” - lecz gramofon, taki czerwono-czarny, z kolumnami również w tych samych kolorach. Niestety nazwy gramofonu już nie pamiętam, ale to nie ma znaczenia, gdyż to był mój pierwszy wymarzony sprzęt do słuchania muzy. Dostałem też w pakiecie winyl Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego SŁOWIANKI, który założył mój dziadek, a ojciec kontynuował przez całe życie tę rodzinną tradycję. Mimo że niekoniecznie podobała mi się ta muzyka, to zwróciłem uwagę na partie solowe klarnetu wykonywane przez mojego tatę, jak również przebojowe solówki na skrzypcach w wykonaniu mojego przyszywanego „Wujka Michała”, czyli Michała Półtoraka, który wraz z Markiem Grechutą współtworzył wówczas grupę Anawa. Rok później poznałem zespół Lady Pank. Swoją muzyką i tekstami, których znaczenia nie miałem prawa wtedy rozumieć, gdyż miałem 10 lat, spowodował, że tak bardzo pokochałem muzykę. Wyczekiwałem, kiedy w telewizji znowu zobaczę i usłyszę mój ukochany Lady Pank! Rodzice wiedzieli, jak wielką miłością darzę tę grupę, dlatego mama „polowała” na wszystkie longlplaye i single Lady Pank w sklepie muzycznym na Rynku Podgórskim w Krakowie. To były czasy, że czekało się na każdą płytę, a kiedy pojawiła się w sklepie - trzeba było stać w kolejce! Mama niejednokrotnie dała radę, dzięki czemu sukcesywnie stawałem się szczęśliwym posiadaczem kolejnych płyt Lady Pank. Mój tata miał „układy” w najważniejszych miejscach w Krakowie, związanych z muzyką i sztuką, dlatego pewnego dnia pozwolił mi nie iść do szkoły, tylko zakomunikował, że ma dla mnie niespodziankę i zabiera mnie z sobą. Kraków, teatr S.T.U. - podjeżdżamy, wokół tłumy, ale tata przebija się ze mną jak VIP, wchodzimy i szczena spada mi na ziemię.... Znalazłem się obok Janka Borysewicza, obok Panas i reszta mojego ulubionego zespołu! Tata miał wówczas aparat fotograficzny marki Zenith i zrobił mi wiele fotek z moimi idolami.... a ja czułem się jak w bajce, jak w najpiękniejszym śnie... Charakterystyczne brzmienie i specyficzny dobór dźwięków autorstwa Janka Borysewicza wciąż kojarzą mi się z cudownym dzieciństwem. Wystarczy że zamknę oczy, to przenoszę się właśnie do tamtych czasów i nieustannie mam ciary. Zwłaszcza kiedy dzisiaj uda mi się uczestniczyć w koncertach Lady Pank. Splot zdarzeń czy po prostu los spowodował, że z Krakowa przez Warszawę wylądowałem we Wrocławiu - rodzinnym mieście Janka Borysewicza. Zupełnie przez przypadek znalazłem się na domówce w domu Joanny Borysewicz. Nie ukrywam, ze byłem dumny poznając Joasię - córkę swojego idola, jednocześnie marząc po cichu, że może dzięki tej znajomości poznam osobiście po tylu latach mojego idola. Wracając do pytania - jakie to uczucie, kolaborując z córką swojego idola, który dzisiaj jest legendą polskiej muzyki - uczucie jest wspaniałe, zwłaszcza kiedy okazuje się, że Joanna, prócz wspaniałej figury i ślicznej urody, posiada na maxa rozwiniętą duszę artystyczną, połączoną z talentem wokalnym, który dotychczas chowała w swojej muzycznej szufladzie.

Co najbardziej ujęło Cię w twórczości Joanny Borysewicz i sprawiło, że postanowiliście rozpocząć współpracę?
Ciężko mówić o muzycznej twórczości Joanny Borysewicz, kiedy właśnie Joasia oficjalnie debiutuje muzycznie w kawałku „Zabiję!”, jednakże ja miałem tę przyjemność poznać efekty jej działalności. Joasia ma świetny wokal, wspaniały rockowy power, cudowny szczery przekaz w tekstach, które zarówno pisze sama, jak i wspólnie z utalentowaną mamą. W zasadzie to dziwię się, że Joanna znacznie wcześniej nie zaczęła swojej muzycznej przygody, ale widocznie właśnie tak miało być. Niesamowicie podoba mi się u Joasi to, że absolutnie nie „podpiera się” swoim znanym tatą, tylko sama chce dążyć w muzyce do celu. Nie ukrywam, że początkowo liczyłem na jakąś gitarkę od taty Joasi w utworze „Zabiję!”, ale doskonale rozumiem Joannę, która chce pokazać wszystkim, że sama da radę! Szacun! Jeżeli chodzi o początek naszej współpracy, to urodziła się ona na totalnym spontanie, kiedy podczas jakiejś kolejnej weekendowej domówki Asia porwała mnie do swojego studia i otworzyła przede mną swoją muzyczną szufladę. Akurat w tym czasie pracowałem nad albumem „Kryminalna Polska”, więc mój muzyczny umysł chłonął wszystko, co wartościowe, niczym gąbka chłonie rozlaną wodę na blacie kuchennego stołu. Usłyszałem wiele utworów demo, jednakże poznawszy wcześniej prywatne życie Joasi i słuchając demo kawałka „Zabiję!”, doszedłem do wniosku, że to jest to! Bardzo długo wspólnie z producentem muzycznym albumu - MB Productions - pracowaliśmy nad formą, aranżem i brzmieniem tego kawałka, gdyż chciałem, by dobrze oddać przekaz Joanny, a także spowodować, by ten utwór stał się spójną częścią albumu „Kryminalna Polska”. Dodatkowo zrobiliśmy również wersję klubową tego kawałka, żeby wszelkimi kanałami móc pochwalić się światu, że mamy z Joanną wspólne „muzyczne dziecko” ;)



Czym dla Ciebie jest muzyka? Pasją, alternatywą dla innych zajęć, nieodłącznym elementem codzienności czy może sposobem na życie?Muzyka jest dla mnie po kawałeczku wszystkim tym, o co pytasz. Pasją - pewnie przede wszystkim, dlatego że od samego początku, kiedy zacząłem mój niekończący się romans z muzyką, nie patrzyłem na koszty, na zyski - poświęcałem każdą wolną chwilę najpierw na słuchanie, później na tworzenie muzy. Przez Janka Borysewicza zakochałem się w gitarze, zapragnąłem być jak on, grać i mieć tłum fanek i fanów. Moje pierwsze gitary to idealnie wykonane podróbki kultowych gitar, robione na zamówienie przez pana Andrzeja Mensfelda, z pewnością znanego w rockowo-metalowych kręgach człowieka, który nie odwalał fuszerki! Jego gitary były zawsze dopracowane na maxa, zarówno pod względem estetycznym, jak również technicznym. Kiedy byłem małolatem, to fakt posiadania wiosła od Mensfelda był prawdziwym grubym prestiżem [śmiech]. Jednak sam fakt posiadania takiej czy innej gitary to dopiero malutki początek sukcesu. Najważniejsze to umieć wykorzystać taką gitarę - czyli pojąć tajemną wiedzę, co i jak zrobić, żeby wydobywać ze swojego kochanego wiosełka dźwięki, jakie chcą słyszeć Twoje uszy oraz na jakie czekają ludzie przed sceną. Moim mentorem gitary stał się kolega z podwórka - Paweł „Goolary” Góralczyk, znany z metalowych kapel HeLLiaS, Cemetery Of Scream. Dzięki niemu poznałem też genialnego metalowego gitarzystę Piotra Luczyka z formacji KAT, od którego również pobierałem pewne tajniki gry na gitarze. Miałem wiele metalowych składów, z którymi graliśmy koncerty w małych klubach i na większych imprezach. W pewnym momencie pojawił się w moim muzycznym życiu skład Beastie Boys, który zwrócił moją uwagę przede wszystkim kawałkiem „No Sleep Till Brooklyn”, gdzie gościnnie wystąpił gitarzysta grupy Slayer - Kerry King. Wtedy poczułem super turrbo moc i pomyślałem sobie, ze właśnie tak chciałbym się bawić. Rap od strony tekstowej pozwalał mi się wyżyć na maxa i wypluć z siebie wszystko, co leżało mi na serduchu, a do tego gitara - podkreślająca klimat i moje rockowo-metalowe korzenie.... I nagle pojawił się BIOHAZARD - spełnienie moich marzeń, czyli konkretne uliczne teksty plus metalowe granie. Zwariowałem i zacząłem marzyć, żeby iść muzycznie właśnie w takim kierunku. Nagrywaliśmy demówki w takim klimacie, jednak żadna wytwórnia muzyczna w Polsce nie była zainteresowana takim gatunkiem muzycznym. Właśnie wtedy, wspólnie z Goolarym i Buzerem, stworzyliśmy formację Brooklyn, gdzie był rap i metalowe gitary. W roku 1993 wydaliśmy oficjalny album „Cham Się Topi...”. Po opublikowaniu tego krążka zostałem dostrzeżony i zaproszony do tworzenia swoich własnych solowych rap-albumów. To był rok 1996 i postawił na mnie znany, charakterny, legendarny już dzisiaj Gangster - Misiek z Nadarzyna. Wówczas ukazał się mój pierwszy album pod szyldem KaRRamBa, zatytułowany „Boom! Bang!”, który szybko zyskał status Platynowej Płyty. Otworzyły się przede mną bramy świata medialnego, gdzie wreszcie mogłem zacząć realizować swoje muzyczne fantazje. Właśnie wtedy zostałem prezenterem bardzo popularnego w tamtych czasach programu muzycznego „Dance World”, emitowanego w sobotnie poranki w telewizji Polsat. Program prowadziłem przez dwa lata, jednocześnie nieustannie koncertując i nagrywając kolejne albumy, szybko pokrywające się złotem i platyną. Kiedy zakończyłem „karierę” prezentera programu telewizyjnego, zostałem zaproszony do współpracy z krakowską regionalną stacją radiową Blue Fm, w której prowadziłem dwa autorskie programy wprost z krakowskiego Kopca Kościuszki. Jeden z programów prowadziłem wspólnie z Andrzejem Gromalą, dzisiaj znanym w Polsce i na świecie jako GROMEE. W naszym wspólnym programie graliśmy głównie kawałki Depeche Mode, a jako zdeklarowani fani DM z czasem zaczęliśmy organizować Zloty Fanów Depeche Mode w Krakowie, reklamując je w naszym programie. Niniejsze radio zmieniło swoją nazwę na RMF MAXXX i stało się stacją ogólnopolską. Reasumując - muzyka jest dla mnie pasją, nieodłącznym elementem życia, sposobem na życie, najwierniejszą przyjaciółką, najwspanialszą kochanką i najmocniejszym narkotykiem.

W jakim, Twoim zdaniem, kierunku ewoluuje polski rap?
To zależy, gdzie ucho przyłożysz ;) Czasem przez przypadek usłyszę coś z tak zwanego „niuskul rap”. Szczerze mówiąc, to nie moja bajka, ale życzę wszystkim nowym twórcom jak największych sukcesów. Ja kocham oldschool, najbardziej szanuję konkretny przekaz w rapie, aczkolwiek wiem, że czasami można, a nawet trzeba, pozwolić sobie na chwilę fantazji i irracjonalności w tekstach. Pracując nad nowym albumem, po raz pierwszy postanowiłem poszukać zdolnego, młodego producenta muzycznego, żeby połączyć mój oldschoolowy styl z nowoczesną muzą. Znalazłem ziomka MB Productions i bardzo spodobała mi się ta współpraca. Do tego stopnia, że już wspólnie pracujemy nad kolejnym krążkiem. W każdym razie zawsze byłem pozytywnie nastawiony do ludzi robiących dobrą muzę, więc wszystkim, którzy zaczynają, życzę samych sukcesów!

Jaką dowolną postać ze świata muzyki chciałbyś poznać, a z jaką stworzyć duet?
Jest bardzo wiele takich muzycznych gwiazd. Zawsze byłem otwarty na wszelkie gatunki muzyczne - czego zazwyczaj ludzie nie byli w stanie pojąć. Słuchałem jednocześnie Biohazard, Depeche Mode, Alice In Chains, 2Pac. Kiedyś było to nie do przyjęcia! [śmiech] Jednakże moja wrażliwość na muzykę jest ogromna, zatem z przyjemnością trzasnąłbym duety, zwłaszcza takie, które na „dzień dobry” teoretycznie wykluczają się muzycznie. Kocham łączyć style, kocham muzyczne eksperymenty! Zresztą utwór „Zabiję!” z Joanną Borysewicz również stanowi swego rodzaju muzyczny eksperyment, gdyż Asia zdecydowanie jest wokalistką rockową. Mój duet z Ervi - młodą, zdolną i pełną miłości do muzyki dziewczynką - to również pewien „muzyczny mezalians”! Poznałem ją i jej wokalny talent podczas jednego z moich koncertów, gdzie zrobiłem konkurs wokalny - tak dla jaj i na spontanie. Wówczas weszła do nas na scenę skromna, śliczna dziewczynka, lat chyba szesnaście czy siedemnaście, i zaśpiewała fragment jakiegoś grubego rockowego kawałka - tym samym wygrywając konkurs ;) Zaprosiłem ją później do studia, wcześniej musiałem zadzwonić do mamy Ervinki, zapewniając, że włos z głowy jej nie spadnie. Włos z głowy nie spadł, jednak współpracowałem wówczas ze złymi ludźmi - mówiąc wprost - z frajerami, którzy zamiast muzyki widzieli wyłącznie hajs. Poczekałem kilka lat, Ervinka z fajnego dzieciaka stała się młodą, atrakcyjną kobietą nadal kochającą śpiewać, więc charakternie - wedle wcześniej danego jej słowa - zaprosiłem ją do współpracy. W ubiegłym roku nagraliśmy utwór i wideo pod tytułem „N@J!”, który obecnie ma już ponad pół miliona odtworzeń w serwisie YouTube, a na moim najnowszym albumie „Kryminalna Polska” Ervi zaśpiewała refreny w najbardziej bliskiemu mojemu sercu utworze, „Gangsterska Miłość”.

O czym marzysz jako muzyk i jako człowiek?
Jako muzyk marzę o tym, żeby w muzycznych mediach przestały rządzić układy, ale to chyba „marzenie ściętej głowy”, natomiast jako człowiek marzę o spełnieniu swoich najskrytszych marzeń, a co się za tym kryje, to już długi temat na inną rozmowę ;) Pozdrawiam!

Dziękuję za rozmowę!

Zajrzyj po więcej:

fot. Wojtek Kurek Photo